Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

czwartek, 27 maja 2010

Bank Holiday

Dodatkowe dni wolne od pracy cieszą wiekszość z nas. Chyba nie ma takiego kraju na świecie, który nie miałby własnych okazji do świętowania i odpoczynku od codziennej szarości. A wszystko to za przyczyną świąt religijnych i państwowych. W Polsce już za kilka dni Boże Ciało, Amerykanie czekają na Dzień Niepodległości, a w Anglii tuż – tuż kolejny Bank Holiday.


Tak naprawdę sami Anglicy często nie wiedzą jaka jest geneza i przyczyna tych kilku dni w roku wolnych od pracy, a które w kalendarzu oznaczone są dwoma słowami; BANK HOLIDAY. Po prostu święto bankowe.


Wobraźcie sobie, że kiedyś – jakieś dwa wieki temu – Anglicy mieli ponad trzydzieści dni świątecznych, a tym samym wolnych od pracy. Szczęściarze, nieprawdaż??? Do tego wiekszość z nich samowolnie robiła sobie wolne poniedziałki. Czemu? No tak..... z powodu złego samopoczucia, wielkiego pragnienia i bólu głowy, jaki zostawał im po upłynnianiu sobotniej wypłaty w butelkach taniego wówczas alkoholu, głównie ginu. Potocznie mówiąc - mieli kaca.
Przemysł rozwijał się coraz bardziej intensywnie, fabryki rozbudowywały się, a gospodarka nie nabrałaby tempa, gdyby ten stan rzeczy zostawiono bez radykalnych zmian. Do pracy nad zmianą złych nawyków i przyzwyczajeń społeczeństwa zabrał się pewien bankier i polityk Sir John Lubbock. W 1871 roku ustanowił, że banki będą mogły być nieczynne w cztery robocze dni w roku – stąd nazwa BANK HOLIDAY. Nieczynne banki pociągały za sobą sznureczek w postaci nieczynnych urzędów, fabryk, itd. Dlaczego sir John Lubbock wybrał akurat poniedziałki? Bo nie znosił poniedziałków? A może dlatego, że jako wielki entuzjasta gry w krykieta pragnął dopingować swoją ulubioną drużynę, której mecze rozgrywały się w poniedziałki.
Po dzisiejszy dzień poniedziałki są tymi dniami, choć obecnie jest ich więcej niż cztery. Oczywiście są także wyjątki; Wielki Piątek czy drugi dzień Bożego Narodzenia (drugi dzień Bożego Narodzenia to także Boxing Day).


Corocznie ‘Bank Holidays’ wypadają troszeczkę inaczej. W tym roku są to; 1 styczeń, Wielki Piątek, Poniedziałek Wielkanocny, 3 maj, 31 maj, 30 sierpień, 27 i 28 grudzień ( tu muszę zaznaczyć, że jeśli święta wypadają w weekend to bank holiday jest przesunięty z drugiego dnia świąt na najbliższy poniedziałek). Ciekawostką jest fakt, że w Zjednoczonym Królestwie Irlandia Północna, Walia czy Szkocja mają swoje własne, dodatkowe dni wolne choćby w dniu święta ich patronów. Anglia nie celebruje dnia św. Jerzego patrona Anglii, który przypada 23 kwietnia.
Czasami, choć przyznam, że bardzo rzadko, Brytyjczycy mogą liczyć na dodatkowe –extra dni wolne, ogłaszane z okazji ślubu lub wielkiego jubileuszu kogoś z członków rodziny królewskiej.


Co robić z wolnych czasem danym nam z tytułu Bank Holiday??? Brytyjczycy powiedzą” Enjoy yourself!”, czyli ciesz się chwilą, raduj się itp. Jedni zajmą się zaległymi pracami w domu i w ogrodzie, inni będą buszować po marketach w poszukiwaniu promocji i specjalnych okazji. Dzieci wyciągną rodziców do parku, na wesołe miasteczko czy wycieczkę krajoznawczą. Niektórzy zbiorą trzy dni razem i pojadą lub polecą gdzieś dalej. Przy ładnej pogodzie będzie czuć zapachy grillowanych mięs, a na wypadek gdyby z nieba chlusnęło deszczem spora część wciśnie się do zatłoczonego pubu i przy piwie będzie toczyć dyskusje ze znajomymi. Ci, którym atmosfera pubów nie uśmiecha się, wygodnie rozłożą się na kanapie przed telewizorem z pilotem w ręcę i popijając piwo lub wino oraz jedząc obejrzą film lub mecz piłki nożnej. A następnego dnia niejednemu przejdzie przez głowę myśl, że może i wtorek po tym poniedziałku powinien być dniem wolnym od pracy...

poniedziałek, 24 maja 2010

Katedra w Gloucester

Trafiliśmy tam przez przypadek. Jadąc drogą szybkiego ruchu w pewnym momencie na choryzoncie naszym oczom ukazała się kościelna wieża, jak się potem okazało wysoka na 68 metrów, która zdawała się królować nad całą doliną rzeki Severn zachęcając do bliższego odkrycia tego, co się u jej podnóża znajduje. Nasza ciekawość historii i miejsc zawiodła nas do niedużego miasta Gloucester. W niedzielny, ciepły poranek wyludnione zdawało się uliczki miasta same zaprowadziły nas do katedry.


Gdy stanęliśmy przy katedrze, zadzieraliśmy ze zdumieniem oczy, rozglądaliśmy się i pochłanialiśmy każdy kawałek elewacji nie mogąc się nadziwić, że takie architektoniczne „cacko” mogło powstać bez pomocy dźwigów, betoniarek, żurawi budowlanych i przetrwać prawie 1000 lat zachwycając wszystkich, którym było dane tutaj być. Budynek ten powstał w miejscu innego, niewielkiego, anglosaskiego klasztoru. Po ponad 300 letnim żywocie, z rozkazu Wilhelma Zwycięscy w 1089 roku , czyli w okresie narastającej we Francji i Anglii modzie na nowy styl architektoniczny – gotyk, rozpoczęto budowę nowego klasztoru.






Przez blisko 500 lat w tym miejscu wznosili modły do Boga i skromne życie wiedli benedyktyni. Mury klasztoru pamiętają koronację Henryka III w 1216 roku, o której malowniczo opowiada jeden z witraży z 1860 roku. Tutaj swoje miejsce spoczynku ma wielu sławnych i wpływowych wówczas na losy Anglii osób, a wsród nich książe Robert- najstarszy syn Wilhelma Zwycięscy. Swój wieczny spoczynek znalazł tu także zamordowany w 1327 roku król Edward II, a jego nagrobek uratował to miejsce przed zniszczeniem, do którego o mało nie doszło po odebraniu klasztoru benedyktyńskim mnichom w 1540 roku przez w tym czasie panującego Henryka VIII.

Gdy po porannym nabożeństwie garstka ludzi opuszczała ten przybytek , do naszych uszu dobiegły cudowne dźwięki muzyki organowej. Im bardziej się zbliżaliśmy, tym tony były mocniejsze, wyraźniejsze i działały na nas jak magnes wręcz wciągając nas do środka świątyni. Muzyka organowa potrafi mnie wzruszać do łez swoim pięknem i potęgą przenikania duszy. Jeśli do silnych wzuszeń dochodzi ogromne zaskoczenie ujrzeniem wielkiego, o surowym charakterze wnętrza katedry i wrażenie jakby drżenia każdej kolumny, dygotania posadzki spowodowane muzyką płynącą z mistrzowskich uderzeń w klawisze wiekowych organów z 1665 roku, w momencie pojawia się myśl, że być może z chwilą przekroczenia progu katedry przenieśliśmy się w czasie do wieków średnich. Niesamowite uczucie!

Nawa główna z zabytkowymi organami

Cóż to jest za wnętrze! Trzeba przystanąć, wciągnąć powietrze i tylko patrzeć!!! Szeregi długich kolumn, wyjątkowe sklepienia krzyżowo –żebrowe, łuki, niezwykłe okna, zabytkowe witraże i wszechobecny, typowy dla takich miejsc chłód. Zrozumiałam, dlaczego to miejce posłużyło twórcom filmu o Harrym Potterze jako tło Howgarts School. Ta atmosfera! Trochę straszna –przyznaję –ale tak cudownie straszna!
Nawa boczna

Witraże i przepiękne sklepienia
Miejsce znane miłośnikom przygód Harrego Pottera

Idąc nawą główną, potrafiącą pomieścić setki osób docieramy do organów i miejsca, które nazywa się THE QUIRE lub zyczajnie CHOIR. Tutaj, przez wieki mnisi śpiewem wielbili Boga, wpatrując się w słynne okno wschodnie. W 1350 roku, na powierzchni równej wielkości kortu tenisowego stworzono niezwykłe dzieło przedstawiające Zmartwychwstałego i błogosławiącego Jezusa w otoczeniu aniołów, świętych, biskupów i mnichów. Miała to być zachęta do życia zgodnego z nauczaniem Jezusa i zarazem obietnica nagrody. Tuż za nim kaplica z 1470 roku ku czci Matki Jezusa –Maryi i malowniczo opowiedziana historia jej życia.

 Tu spoczywa zmarły w 1134 roku książe Normandii -Robert, najstarszy syn Wilhelma Zwycięscy, więzień młodszego brata - króla Henryka I.

Spędziliśmy w katedrze wiele czasu spacerując, oglądając i robiąc zdjęcia w miejcach, w których wolno nam było. Mogliśmy podziwiać wśród wielu cennych zabytków; ołowianą chrzcielnicę normańską z 1140 roku czy insygnia koronacyjne panującej obecnie królowej Elżbiety II. Na koniec udaliśmy się do krużganek i na dziedziniec klasztoru, by odpocząć wśród roślin przy małej studzience i jeszcze raz przyjrzeć się wszystkiemu wokoło.

Miejsca "pachnące" historią



Wąskie uliczki Gloucester

Nie da się opisać magii tego miejsca. Niewątpliwie katedra w Gloucester należy do jedych z piękniejszych obiektów sakralnych wybudowanych na przestrzeni wieków w Wielkiej Brytanii. W wyobrażeniu wielkości katedry może pomóc informacja, którą znaleźliśmy na ulotce zachęcającej do składania ofiar na cele utrzymania tego kościoła. Ulotka informuje nas, że utrzymanie budynku to dzienny wydatek okolo £3000!!! Suma powalająca z nóg!!!!

Dziś, specjalnie dla was oprócz własnych fotografii dołączyłam znalezione w internecie filmy o katedrze, które na moment przeniosą was w te niezwykłe mury i pozwolą usłyszeć nuty wypływające z zabytkowych organów.




piątek, 21 maja 2010

Sprawa ważna - segregacja śmieci

Dymy z kominów wielkich fabryk, samochodowe spaliny, nieczystości wpływające do rzek, jezior i mórz – wszystko to, co zabija przyrodę, a tym samym nas –cząstkę tej przyrody. Oburzamy się, denerwujemy, martwimy, komentujemy.....słusznie. Ale co my robimy dla naszej Ziemi??? Ja segreguję śmieci. Nauczyłam się tego tutaj, w Wielkiej Brytanii.

Mieszkając w Polsce ściskało mnie za serce, kiedy bezradnie wrzucałam słoiczki czy gazety do jednego kubła na śmieci, który potem wędrował do śmietnika, by po jakimś czasie zostać wywiezionym gdzieś tam pod miasto na śmieciowisko, na wieloletnie leżakowanie. Ale to było kilka lat temu i pewnie od tej pory wiele się zmieniło. Wielka Brytania już od lat uczy się segregować swoje śmieci, a tym samym ratować swoje wyspy przed ekologiczną katastrofą. Mały krok ku lepszej, czystszej przyszłości staje się udziałem coraz większej części społeczeństwa.

Nasze miasto wyposażyło mieszkańców( okolo 400 000 ludzi) w trzy pojemniki na śmieci. Ci, którzy mieszkają w blokach dostali dwa. Wszystkie zielone, różniące się od siebie kolorem pokrywy. Pojemnik z brązową pokrywą kryje w sobie wszelkie ogrodnicze odpadki; chwasty, skoszoną trawę, patyczki, liście, przekwitnięte kwiaty, starą ziemię z kwiatów doniczkowych, ale także obierki z warzyw i owoców, czyli wszystko to, z czego fani ekologicznych upraw zrobiliby kompost dla swoich upraw warzywnych. Pojemniki są opróżniane co dwa tygodnie na przemian z tym o niebieskiej pokrywie. Trudno w to uwierzyć, ale moja rodzina powinna być wyposażona w dwa takie kubły, gdyż w tym jednym często nie jesteśmy w stanie pomieścić wszystkich papierów, gazet, szklanych słoików, plastikowych butelek czy wszelkich metalowych puszek. Latami wyrzucaliśmy tyle „ skarbów”!!! A teraz owe skarby są wywożone w jedno miejsce, a tam odpowiednio segregowane i wysyłane do fabrk robiących z nich użytek. Dlatego na prośbę skierowaną przez miasto do mieszkańców płuczemy butelki i puszki zanim wrzucimy je do pojemnika. Trzeci pojemnik, cały zielony i zawiera wszystko inne, co do powtórnego wykorzystania już się nie nadaje. Typowe śmieci, które co tydzień lądują na śmieciowisku.















Społeczeństwo raczej poważnie podchodzi do tematu segregacji śmieci, a tym spośród nich, którym jest to obojętne, przestaje takim być, gdy za swoje zaniedbania mogą zapłacić wysokie grzywny, o których miasto czasami przypomina lub wręcz nimi straszy. Za co można dostać karę? Przede wszystkim za wrzucanie do pojemników rzeczy niezgodnych z przeznaczeniem. Każdy musi się liczyć z tym, że wrzucając butelkę do ogrodniczego pojemnika może mieć pecha i właśnie na jego ulicy będzie inspektor który odkrywszy to „wlepi” mandat. Sama ekipa wywożąca śmieci od czasu do czasu zagląda do środka, a ujrzawszy coś innego zwyczajnie zostawia pojemnik pełny. Tak też nie ma żartów. Kolejną plagą z jaką chce walczyć miasto, w którym mieszkam to puste, nieestetycznie wyglądające pojemniki pozostawione nawet na kilka dni same sobie na chodnikach przez leniwych właścicieli, przeszkadzające przechodniom oraz parkującym autom. Teraz ma się to zmienić, bo taki stan rzeczy również grozi karą.

Jak pozbyć się czegoś większego jak starej pralki czy zepsutego telewizora? Możliwości są dwie; albo samemu nieodpłatnie wywieźć do specjalnego punktu lub oddać jeżdżącym zbieraczom złomu i rupieci. Po mojej ulicy takie grające głośną melodię i nawołujące auta, wypełnione starymi rowerami, pralkami, wózkami dziecięcymi i wieloma innymi metalowymi gratami jeżdżą kilka razy w tygodniu.

Co robi mieszkaniec wysp z nieużywanymi ubraniami zajmującymi tylko miejsce w szafach, z książkami wielokrotnie przeczytanymi lub z takimi, z których czytania wyrosły już dzieci, z zasłonami czy firankami już niepasującymi do wystroju domu, z niepotrzebnymi zabawkami , rozkompletowanymi szklaneczkami, znudzonymi płytami DVD czy CD...itd? Ma kilka możliwości. Wszystko sprzedać dając ogłoszenie do gazety pod nagłówkiem BARGAIN lub pojechać na niedzielne targi ( ogromne targi nie tylko staroci ale dosłownie wszystkiego) zwane ‘car boot’, o których opowiem wam innym razem. Gdy nie zależy mu na spieniężeniu swoich rzeczy, to zwyczajnie wywozi je do specjalnych sklepów, tam to zostaje sprzedane za niewielkie pieniądze, które zasilają różne charytatywne akcje. O tych sklepach warto więcej napisać, więc kiedyć obiecuję was do nich „zaprowadzić”. Ubrania zapakowane w specjalne worki (często wrzucane do skrzynek na listy) można wystawić przed dom i poczekać aż zabiorą je samochody organizacji charytatywnych, by ubrać w nie ubogą część świata lub po spieniężeniu sfinansować szczepionki i leczenie ludzi w krajach najbiedniejszych.

Chyba warto dodać, że jednak w Wielkiej Brytanii raczej nie ma problemów z ludzką bezmyślnością, która wraz z brakiem szacunku do tego, co Bóg stworzył pozwala na wywożenie śmieci i gruzów do lasu i zeszpecaniu cudnej przyrody jak to czasami ma miejce choćby w Polsce. Tutaj, chcąc pozbyć się tego, co pozostało po remoncie, wrzuca się do wielkiego pojemnika zwanego SKIPEM, zamawianego na czas remontu i stawianego przed domem. Jest to płatne, ale cena nie gra roli, jeśli chodzi o dbałość o naturalne środowisko.

Obserwując tutejszych ludzi, mogę śmiało stwierdzić, że zazwyczaj przeciętny Anglik zastanowi się sto razy, zanim cokolwiek bezmyślnie wyrzuci. Nauka takiego podejścia do śmieci zaczyna się już w szkole. Bo to w szkołach można zostawić zużyte baterie lub stary telefon komórkowy. Szkoła wymienia telefony na przykład na sprzęt sportowy. W marketach ustawiane są kubły na plastikowe torby, choć te są coraz bardziej wypierane przez torby lniane, wielorazowego użytku. Na chodnikach, w parkach jest wiele śmietniczków i nikt nie powinien mieć problemów z wyrzuceniem papierka, niedopałka papierosa czy ogryzka po jabłku. Nie powinien......a jednak wciąż gdzieś przemieszczają się Ci, którzy ignorują starania innych o czystość i porządek, ich troskę o ziemię, eksponując swoją niską kulturę rzucają wszystko tam, gdzie aktualnie stoją nawet wtedy, gdy śmietnik mają na wyciągnięcie ręki. Niektórzy z nich twierdzą, że w ten sposób dają pracę tym ,którzy po nich sprzątaja. Tak też sami widzicie, z jednej strony segregacja śmieci z drugiej trudność z wrzuceniem starego biletu do śmietnika na przystanku autobusowym.

Kochani – warto segregować śmieci . Wydaje się to skomplikowane, ale wierzcie mi, to kwestia przyzwyczajenia . Satysfakcja z tego, że robi się coś dla Ziemi, siebie i tych co po nas tutaj zostaną jest naprawdę OGROMNA!!!.

poniedziałek, 17 maja 2010

Sakrament Pierwszej Komunii Swietej


 
Jest to jedno z najważniejszych, wzruszajacych i niezapomnianych dni w życiu każdego małego katolika, bez względu na to w jakim kraju mieszka i jakimi tradycjami oraz przyzwyczajeniami „rządzi” się kościół katolicki i lokalna społeczność - Sakrament Pierwszej Komunii Swiętej.


Rodzice dziecka, które pobiera nauki w angielskiej szkole publicznej, pragnący by ich syn lub córka dostąpili łaski przyjęcia sakramentu komunii, muszą sami się o to zatroszczyć, zgłaszając taką chęć w najbliższej parafii, która dalej już pokieruje dzieckiem i zorganizuje mu kurs przygotowawczy. Zupełnie inaczej to wygląda w szkole katolickiej. Z pewnością wiele form przygotowywania dzieci do komunii jak i sprawy czysto organizacyjne mogą się nieco różnić od siebie w poszczególnych szkołach, ale na ogół wszystko przebiega według ogólnie przyjętych norm. Skąd o tym wiem? Pracując w szkołach miałam możliwość obserwować, a teraz dodatkowo uzupełnić zdobytą wiedzę na ten temat u najlepszych źródeł, jakim jest własne doświadczenie.


W Wielkiej Brytanii do Pierwszej Komunii Swiętej przystępują dzieci pomiędzy 8 a 9 rokiem życia, czyli te, które uczą sie w tzw. trzecim roku (Year 3). W tym roku są to dzieci urodzone od września 2001 do końca sierpnia 2002. Szkoła bierze na swoje barki praktycznie całą organizację uroczystości oraz troskę o przygotowanie dziecka do tego niezwykłego wydarzenia. Rodzice –co dla mnie jest naturalne – mają za zadanie wspomóc ich w taki sposób, by Przyjście Pana Jezusa do małego serduszka było wielkim i radosnym przeżyciem duchowym.


Na początku września rodzinom rozdaje się listy z informacjami na temat kilku zebrań, w których mają wziąć udział. Rodziny mogą z wyprzedzeniem zorganizować sobie czas tak, by być obecnym na tych spotkaniach i wysłuchać dyrektora szkoły oraz proboszcza, którzy wspólnie wyjaśniają kolejne etapy przygotowań oraz sugerują rodzicom jak powinni pomagać swoim milusińskim w drodze do Pana Jezusa. Podobnie jest w przypadku specjalnych mszy św. niedzielnych, podczas których dzieci zostają obdarowane przez szkołę i parafię szczególnymi prezentami; różańcem, książką z opowiadaniami biblijnymi czy medalikiem z Matką Bożą Niepokalaną. Do rodziców należy tylko dostarczenie świadectwa chrztu i zakup katechizmu, a raczej dużej książki ćwiczeń, z którą dzieci pracują głównie w szkole i czasami w domu. Pedagodzy odbywają wiele dyskusji ze swoimi podopiecznymi na najważniejsze tematy związane z chrześcijaństwem. Księża nie nauczają tutaj religii w szkołach. Robią to wychowawcy. Proboszczowie parafii, pod których opieką znajdują się dane szkoły katolickie często odwiedzaję szkołę i uczniów, ucinając sobie z nimi pogawędki, uczestniczą w przedstawieniach szkolnych, włączają się w organizację imprez szkolnych, zapraszają dzieci na częste spotkania do kościoła, gdzie wyjawiają im tajemnice liturgii oraz zapoznają z obrzędami, miejscami i przedmiotami obecnymi w kościele. Dzieci zawsze uczestniczą w nabożeństwach i mszach św. wynikających z kalendarza liturgicznego jak Trzech Króli czy Popielec.


Dzieci nie mają egzaminacyjnie sprawdzanej znajomości modlitw. Podstawowe modlitwy znają choćby ze szkoły, bo właśnie w niej rozpoczynają dzień od pacierza. Nie ma stresu związanego z egzaminem, ale stres przyznania się do złych uczynków jest pewnie nie mniejszy niż u dzieci w innych krajach. Tutaj, do pierwszej spowiedzi świętej dzieci przystępują na dwa miesiące przed Komunią Swiętą czyli w marcu. Pociechy odświętnie ubrane udają się z rodzicami do kościoła, by tam odbyć „pogawędkę” z Bogiem poprzez księdza. Oczywiście jest też obowiązująca formułka, dzięki której wiadomo co i kiedy powiedzieć, ale sama spowiedź - patrząc z boku - odbywa się na gruncie przyjacielskim. Ksiądz zajmuje miejsce w ławce, a spowiadający się obok niego, by w formie rozmowy w cztery oczy wyznać swoje winy. Jest to jedyna oficjalna spowiedź przed Komunią Swiętą, potem jedynie zachęca się dzieci i rodziców do odbycia jeszcze jednej. Oczywiście w kościołach są także konfesjonały, a więc istnieje tradycyjna możliwość spowiedzi.


Sobota jest TYM dniem. W zależnosci od liczebności klas organizuje się jedną lub więcej uroczystości. W naszym wypadku były dwie; każda klasa osobno. Jest to specjalna, dodatkowa msza tylko dla dzieci pierwszokomunijnych i ich rodzin. Obowiązuje zakaz fotografowania i filmowania, z którego ku mojemu zaskoczeniu nikt się nie wyłamuje. Kamera była jedna, a filmy DVD są do zakupienia kilka dni po uroczystości. Dzieci ze starszych klas włączają się w liturgię nie tylko jako ministranci (muszę w tym miejscu dodać, że do ołtarza w Anglii służą zarówno chłopcy jak i dziewczynki), ale przecudnie śpiewając do akompaniamentu tych spośród ich nauczycieli, którzy grają na gitarze, flecie bocznym, czasem skrzypcach oraz organach. Wzbogacają tą szczególną uroczystość we wzruszające tony. Dzieci pierwszokomunijne angażowane są do czytania czytań, psalmów i modlitwy powszechnej. Niosą także dary. Nie ma mówienia wierszyków. Ławki nie są specjalnie ozdabiane białymi płótnami czy kwiatami, jedynie przy ołtarzu zdaje się być większa i świeża kompozycja kwiatowa. Kościół pełen ludzi, na ogół inaczej, dadałabym -wręcz niestosownie ubierających się do kościoła w niedzielę (mam na myśli gołe ramiona, dresy, spodenki itp.) w czasie tej mszy błyszczał elegancją i wytwornością strojów. Każdy wyposażony był w książeczkę –program mszy św. i słowa pieśni. Niezwykle pięknie prezentują się rodziny pochodzące z krajów dla nas egzotycznych ubrane w swoje tradycyjne, odświętne kreacje jak np. Sari.


Dziewczynki przystępujące do komunii mają wolny wybór w doborze kreacji. Najmodniejsze w tym sezonie są długie sukienki na grubych ramiączkach, rozszerzane i ozdobione błyskotkami. Zdarzają się też sukienki skromniejsze czy krótkie. Z reguły nie pozwala się nakładać rękawiczek i torebek, bo te elementy garderoby przeszkadzają i rozpraszają. Nie ma mowy o świecach ze względu na bezpieczeństwo. Obowiązkowo na głowach małych dam falują welony sąsiadujące z małymi błyskotkami. Stroje chłopców są bardzo proste. Szare spodnie i białe koszule głównie te, które są wyposażeniem szkolnego uniformu. Elementem charakterystycznym jest czerwony krawat. Zdarzają się garnitury, ale to rzadkość.


Prezenty komunijne z tutejszego punktu widzenia nie narażają budżetu rodziny na bankructwo. Najczęściej są to pieniążki. Porównując do Ojczyzny wydaje mi się, że nie ma tu prezentowego szaleństwa i aż tak wielkiej przesady jaką znam z Polski. Oczywiście podobnie jak w naszym rodzinnym kraju ofiarowuje się pamiątkowe karty, które wprawdzie ciężko jest kupić w sklepie, za to eksplodują swoją obfitością i różnorodnością w przykościelnych sklepikach.


Czy Anglicy wyprawiają wielkie przyjęcia komunijne? Po mszy św, zrobieniu pamiątkowych zdjęć, pogawędce to z tym to z tamtym, rodziny, w zależności od pory dnia i liczebności udają się do domów na ciasto, herbatę i kawę, lub do restauracji na obiad. Wielkie, całodzienne i obfite w jedzenie przyjęcia tutaj należą do rzadkosci. Przy ładnej pogodzie przyjęcie kończy się na grillowaniu w ogrodzie. Bez ogromnych wydatków, przemęczania się i stresu.


A co dalej??? W naszej angielskiej parafii dzieci ubierają swoje piękne stroje następnego dnia, w niedzielę i uczestniczą w porannej mszy św, na początku której są symbolicznie przez nauczycieli wprowadzane do kościoła, dołączane do społeczności parafialnej i wspólnie z nią biorą udział w największym cudzie – Eucharystii i przyjęciu do serc Pana Jezusa pod postacią chleba. Nie ma tradycji Białego Tygodnia, czy sypania kwiatów w procesji Bożego Ciała, która w skromniejszej formnie odbywa się w niedzielę po Bożym Ciele, a w naszym wypadku kończy wielkim parafialnym piknikiem na szkolnych boiskach. W szkole czeka na dzieci jeszcze jeden akcent ich święta ,”party” z wielkim, smacznym i pięknie udekorowanym tortem –darem od szkoły. Pozostaną takie rzeczy jak film, fotografie, cudowne wspomnienia oraz możliwość obcowania z Panem Jezusem ukrytym w Eucharystii. Dodam, że polskie dzieci mają to szczęście, że mogą mieć jeszcze jedną Pierwszą Komunię w polskiej parafii lub w Ojczyźnie. My mamy swoją za dwa tygodnie –tradycyjnie po polsku. Tymczasem w moich uszach wciąż jeszcze brzmią melodie pięknych pieśni, jakże cudownie śpiewane na głosy przez dzieci. Ja znalazłam kilka z nich w internecie, bo bardzo chciałam was zachęcić do wysłuchania ich, co właśnie czynię. Pięknie zaśpiewane potrafią poruszyć mną dogłębnie.






DOPISEK - 18 maj 2010

Właśnie Ela wróciła ze szkoły podekstytowana "party", jakie zostało zorganizowane przez grono pedagogiczne dla dzieci pierwszokomunijnych. Było wesoło i bardzo słodko, bo tort był duży i podobno cudownie smaczny. Szkoła ofiarowała każdemu ze swoich podopiecznych prezent - krzyżyk, który jeszcze dziś zostanie powieszony nad drzwiami do pokoju naszej córci. Ksiądz proboszcz zaszczycił dzieci swoją obecnością i rozdał im obrazki - świadectwa Komunii Swiętej. Jeśli ktoś chce powiesić obrazek na ścianie, sam zaopatruje się w taką ramkę, jaka będzie mu odpowiadała kolorem i wzorem do pomieszczenia, w którym ten podarunek ma mieć swoje miejsce. Oto Eli skarby:



środa, 12 maja 2010

Na dobry początek o niebieskich dzwoneczkach

Bóg obsiał świat przeogromną ilością roślin, które mają za zadanie dostarczać nam tlenu, pożywienia oraz cieszyć nasze wrażliwe na piękno oczy. Wielka część Jego daru trafiła do Europy, a zwłaszcza do słynącej z miłości do roślin oraz sprzyjającej im klimatem Wielkiej Brytanii. Chociaż mnie osobiście brakuje znanego mi z Polski łąkowego „bałaganu” z makami, chabrami i rumiankami na czele, to staram się cieszyć tym, co rośnie tutaj w ogrodach lub „dziko” i na dobre wpisało sie w tutejszy, brytyjski krajobraz pieszcząc moje zmysły swoją niezwykłą i zachwycającą różnorodnością barw, gatunków i zapachów.


Kiedy myślę o majowych roślinach, to prym wiodą pachnące konwalie, puchate peonie, niezapominajki czy kwitnące jabłonie. Tutaj, oprócz wymienionych wyżej roślin, królują różaneczniki, azalie oraz delikatne, niebieskie dzwoneczki. Właściwie na niebieskich dzwoneczkach chciałabym was dzisiaj zatrzymać na dłużej. Dlaczego? Ich gęste, niebieskie dywany rozłożone pomiędzy konarami drzew liściastych potrafią wprawić w zachwyt każdego miłośnika leśnych spacerów, nawet takiego, który nie jest szczególnym wielbicielem roślin. Mnie osobiście trudno było nie przystanąć i łapczywie nie chłonąć wzrokiem tego szafirowego bogactwa. Właściwie jakie są te niebieskie dzwoneczki? W języku angielskim ich nazwa brzmi po prostu Bluebells ( łacińska nazwa to Hyacinthoides). Wyróżnia się trzy gatunki tych kwiatów; Spanish bluebells, które jak sama nazwa wskazuje porastają Hiszpanię i południowę Francję, Italian bluebells cieszą wzrokiem mieszkańców Włoch oraz ich sąsiadów z południowych części krajów ościennych. Trzeci gatunek to common bluebells (non- scripta). Cebulki tych ostatnich można zakupić i wysadzić jesienną porą w przydomowych ogródkach. Charakteryzują się kwiatami przypominającymi małe, niebieskie dzwoneczki. Bywają także białe, a nawet różowe, ale najbardziej popularne są niebieskie. Cebulki mogą rosnąć w jednym miejscu latami mnożąc się i rozprzestrzeniając na coraz większe połacie ogrodu. Jeśli komukolwiek przyjdzie chęć po kilku latach je wytępić, wierzcie mi, nie będzie to łatwa sprawa. Warto wiedzieć, że ich przypadkowe spożycie np. przez dzieci może się źle skończyć, zresztą podobnie jak w przypadku zjedzenia większości znanych nam kwiatów.


W angielskich parkach i lasach dominuje odmiana –Spanish, przez niektórych nazywana hiszpańskim hiacyncikiem. Końcówki dzwonkowatych kwiatów są zakręcone do góry sprawiając wrażenie niebieskich dam z kręconymi lokami. Według mnie - nie pachną. Należą do średnio wysokich roślin i na ogół mierzą do 50 cm, za to dzwoneczki nie są dłuższe niż 2 cm. Skoro od końca kwietnia, poprzez maj i czasami jeszcze w czerwcu można się natknąć na bluebells w lesie, znaczy to ,że są to doskonałe rośliny cieniolubne. W takich miejscach, spośród ich wąskich, przypominajacych wyglądem grubszą trawę listków wypuszają niczym zwiadowcę długą łodygę na końcu której cisną się fioletowe pąki, jakby kłóciły się o pierwszeństwo ujrzenia świata, by potem rozbiec się po wciąż wydłużającej się łodyżce i swobodnie rozpiąć swoje ramiona w kształt szafirowych dzwonków. Uwierzcie mi –widok urzekający. Dziś, specjalnie dla was wybrałam kilka fotografii ilustrujacych to ,co napisałam wcześniej. Zapraszam was na niebieski dywan utkany z bluebells.

Bluebells czyli Niebieskie Dzwoneczki w ogrodzie


Odmiana ogrodowa Common Bluebells


Odmiana Spanish Bluebells


W pełni kwitnienia

 
Niebiesko -szafirowe baletnice

W lasach i parkach