Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

sobota, 19 listopada 2011

London Eye


Czy cierpicie z powodu lęku wysokości? Przyznaję się, ja mam z tym problemy, ale mimo to czasami trudno odmówić mi sobie wrażeń i właśnie tego lęku, kiedy wiem, że za nim kryją się niezwykłe przeżycia i cudowne krajobrazy. Widoki zapierające dech w piersiach. Dziś takie widoki magą być też waszym udziałem: zabieram was na przejażdżkę Okiem Londynu, czyli London Eye.

London Eye – wielki diabelski młyn, który znajduje się po drugiej niż Parlament stronie Tamizy i po sąsiedzku zerka w stronę słynnej zegarowej wieży Big Ben (dojazd metrem najlepiej do stacji Westmister), mimo swojej stosunkowo krótkiej jeszcze historii mocno wtopił się w krajobraz rozległego i zawsze tętniącego życiem Londynu. Zajmuje obok Big Bena czy czerwonych, piętrowych autobusów jedno z czołowych miejsc wśród „wizytówek” metropolii. Aż trudno uwierzyć, że ma dopiero dwanaście lat. Mnie samej wydaje się, że London Eye było w Londynie od zawsze. Uroczystego otwarcia, ostatniego dnia grudnia 1999 roku dokonał ówczesny premier – Tony Blair. W taki oto sposób Londyn powitał trzecie tysiąclecie. Dla turystów londyński diabelski młyn został udostępniony w marcu 2000 roku, a turyści bardzo chętnie go odwiedzają.

Przez ponad dekadę swojego istnienia London Eye  zabrało w trwającą około 40 minut podróż miliony ludzi,  było tłem filmowym w wielu filmach i stało się jednym z najczęściej fotografowanym obiektem, co również widać na widokówkach. Dziś trudno sobie wyobrazić kolorowego powitania Nowego Roku bez charakterystycznego dźwięku Big Bena i właśnie nieziemskich pokazów sztucznych ogni wokół i na samym London Eye. Patrząc z daleka, sam diabelski młym wydaje się konstrukcją wątła i delikatną. Niejednokrotnie ogarniała mnie dziwna myśl, że przy silnym podmuchu wiatru koło to może runąć wprost do rzeki. Ale stojąc pod London Eye widać, że ta wysoka na 135 metrów konstrukcja jest zrobiona z najlepszej stali. I bardzo wytrzymałej, gdyż nie ma prawa nawet jęknąć pod ciążarem trzydziestu dwóchkapsuł. Każda kapsuła zabiera około dwadzieścia pięć osób.









Czy warto skorzystać z tej atrakcji? Warto, zwłaszcza przy pięknej pogodzie, kiedy ze szczytu London Eye można podziwiać całą panoramę Londynu. Widoczność dochodzi do 48 kilometrów. Owszem, przejażdżka Londyńskim Okiem ma również swoją cenę (warto zainteresować się biletami rodzinnymi- family ticket), ale jest to cena za naprawdę wyjątkowe przeżycie. Przeżycie z dreszczykiem dla tych, co boją się wysokości. Jeśli jednak trudno nam się odważyć na  taką podróż, to może warto rozejrzeć się za atrakcjami znajdującącymi się w bardzo bliskim sąsiedztwie London Eye: muzeum morskie, muzeum filmowe… i nieodłączny w takich miejscach McDonald, choć  ja osobiście do wyjatkowych atrakcji bym go nie zaliczyła J. Z pozdrowieniami z wysokości- Kasia.
P.S.
Proponuję obejrzenie filmu z powitania Nowego Roku w Londynie. Czy podoba wam się rola London Eye w tym filmie?