Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Orzeźwiające Skegness

Kiedy w dziewiątym wieku naszej ery charakterystyczne, długie i wąskie łodzie wikingów dotarły na to wybrzeże, nikomu przez głowę nie przeszło, że kiedyś ten praktycznie niezamieszkały cypel stanie się jednym z najbardziej znanych i licznie odwiedzanych kurortów nadmorskich Wielkiej Brytanii. Skegness – dwudziestotysięczna miejscowość położona nad morzem Pólnocnym w hrabstwie Lincolnshire, przez wiele wieków była niedużą rybacką osadą. Aż do lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku nie działo się tutaj nic lub prawie nic. Ale po 1870 roku miejscowość ta nabrała innego wymiaru i przerodziła się w dynamicznie rozwijający nadmorski kurort. A wszystko to było zasługą kolei, która wówczas dotarła do wschodniego wybrzeża Anglii.


Pierwsze pociągi pojawiły się w Skegness w 1873 roku. Miejscowość zaczęła być odwiedzana przez spragnioną morskiego powietrza i szumu morza ludność Anglii. W błyskawicznym tempie stawiano nowe domy, budowano kościół, tworzono ogrody, parki, promenady i sklepy... Z czasem wybudowano molo, które po dziś dzień malowniczo wtapia się w morze. Turystyka kwitła, osada stała się miasteczkiem i mimo, że druga wojna światowa mocno doświadczyła ten skrawek wybrzeża nie oszczędzając mu licznych bombardowań Luftwaffe, plaże Skegness są i teraz licznie oblegane przez turystów z Wielkiej Brytanii i nie tylko. Polacy również pokochali to miejsce, a polską mowę wyraźnie słychać na ulicach i plażach Skegness.

Na przybyszów czeka tu bardzo wiele atrakcji. Piękna plaża, która zjawiskowo odsłania się przy każdym odpływie powiększając piaskowe wybrzeże nawet o 200 metrów i zachęcając dzieci i ich rodziców do poszukiwań pozostawionych przez wodę skarbów; muszelek, kamyczków, a czasami różnych wodnych żyjątek. Woda wraca po nie po kilku godzinach. Przypływy są bardzo szybkie, o czym zawsze warto pamiętać. W wielu miejcach przypominają o tym tabliczki z napisem; ”Pamiętaj, morze potrafi zabić. Badź uważny!”.

Plaża w Skegness 

Wody przybywa. Przypływ.

Charakterystycznym punktem Skegness jest wybudowana na skrzyżowaniu głównych ulic zegarowa wieża. Nieopodal, na skwerku obok różanego ogrodu stoi fontanna –punkt obowiązkowej pamiątkowej fotografii. Ze szczytu fontanny zdaje się do nas zbiegać radosna i tajemnicza postać o wyglądzie krasnoludka. Któż to jest? Elf? Krasnal? Może jakiś Mikołaj? Nic podobnego! To Jolly Fisherman! Jolly to najsłynniejszy i najpopularniejszy bohater reklamowy. Tak –reklamowy. Jolly został powołany do życia w 1908 roku przez swojego twórcę Johna Hassalla. Miał być „twarzą” nie luksusowych perfum czy maszynek do golenia, ale przedsiębiorstwa kolejowego ( Great Northen Railway Company). Postać wesołego staruszka pojawiała się w różnych rolach, u boku różnych ludzi, na wielu plakatach, w reklamach prasowych i na widokówkach. Jolly Fisherman odniósł wielki sukces i szybko przeistoczył się z postaci zachęcającej do korzystania z kolei w drodze do Skegness w fikcyjnego mieszkańca tej miejscowości. Został wizytówką miasteczka i głosił, że ” Skegness is so bracing”( Skegness jest bardzo orzeźwiające). Skutecznie zareklamował miasteczko. Nic dziwnego, że doczekał się pomnika-fontanny ustawionej na kamiennym kompasie, wskazującym kierunki do różnych stolic. Jest tam też Warszawa.

 Każdego turystę radośnie wita Jolly Fisherman.

 
 Brzmi znajomo.

 Różany ogród.

Czy Jolly ma rację głosząc, że Skegness jest orzeźwiające? Tak. Każdy upalny dzień jest cudownie orzeźwiany wiatrem wiejącym od strony morza północnego. Wiatr ten jest obecnie wykorzystywany do produkcji prądu, stąd te wszystkie dodające uroku wiatraki, wyrastające z głębin morskich niczym latarnie lub syreny. Dodają atrakcyjności na ogół nudnemu horyzontowi morskiemu.

 W Skegness nikt nie ma prawa się nudzić. Wielkie wesołe miasteczko, diabelskie młyny i wodne zjeżdżalnie, parki przygód, liczne restauracje i puby, osada fok i innych zwierząt -Naturaland, a w okolicach Skegness królestwo papug. Można za niedużą opłatą zafundować sobie wycieczkę przez Skegness żółtą kolejką, specjalnym autobusem bez dachu lub konną bryczką. Tradycją Skegness są przejażdżki po plaży na osiołkach. Zmęczeni miasteczkiem odpoczniemy na molo, gdzie bezpłatnie skorzystamy z leżaka, wystawimy twarz do słońca i wraz z szumem fal odpłyniemy myślami gdzieś w dal. Nasz spragniony pies może liczyć na przychylność mieszkańców i napić się świeżej wody wystawianej przed wieloma sklepami badź kioskami. A wieczorem tylko udać się na długi spacer wzdłuż długiego deptaka, o kórego brzeg rozbijają się przypływowe fale i chłonąć otaczający nas bezkres.

 Jedna z bardzo wielu atrakcji w Skegness.

 Osiołki na plaży.

Turystyczny, żółty pociąg zawsze ma chętnych na wycieczkę. Za zielonymi pagórkami osłaniającymi Skegness od morskiego wiatru widać białe wiatraki. 

 Molo

Każdy może skorzystać z odpoczynku na takim leżaku.

Godna pochwały troska mieszkańców o spragnione, często towarzyszące ludziom czworonogi.

Deptak wzdłuż plaży.

Czy warto jechać do Skegness? Tak. Jest to wspaniałe miejsce na wypoczynek z dziećmi. Tutaj dzieci nie nudzą się w czasie upałów czy podczas kiepskiej pogody. Skegness o to solidnie zadbało. Jedyną wadą jest może tylko to, że jak wszędzie na świecie, za wszelkie dziecięce atrakcje płacić muszą rodzice. Ale za to jaka radość!!!

 Naturaland to przede wszystkim kraina fok.

Fokom towarzyszą pingwiny i piękne egzotyczne motyle. 

wtorek, 22 czerwca 2010

Anglia rhododendronem kwitnąca

W bogatym królestwie roślin to róża została okrzyknięta królową kwiatów. Nic dziwnego. Wystarczy na nią spojrzeć; wyniosła, zdaje się szlachetna sylwetka, niezwykłe rysy płatków i ten zniewalający, delikatny zapach. Królowa róża. Ale wiadomo, że jeśli w jakimś królestwie jest królowa, to muszą być też damy dworu. Tak naprawdę damami dworu mogą być wszystkie kwiaty świata, bo każdy jeden jest niespotykanie piękny i po arcymistrzowsku dopracowany ręką Stworzyciela. Ja jednak postanowiłam tytułem dam królewskiego dworu mianować tylko jedne spośród wielu -różaneczniki. Są częścią krajobrazu Wielkiej Brytanii i dlatego dziś pragnę wam je trochę przybliżyć.


To, że polska nazwa rhodonendronów brzmi „ różaneczniki”, wcale nie znaczy, że rośliny te mogą być w jakikolwiek sposób z różami spokrewnione. Ale rzeczywiście, kiedy okres kwitnienia róż jeszcze nie jest w fazie szczytowej, to właśnie rhododendrony zabarwiają się w całą paletą barw i odcieni malując świat w pozytywne, letnie kolory, poprawiajac nastrój wszystkim tym, którzy przy nich przystaną, usiądą i odpoczną. Zapowiadają lato.

Do Europy” przywędrowały” z Azji i Ameryki Srodkowej oraz Północnej. Zapełniły nie tylko ogrody i ogródeczki mieszkańców zachodniej Europy, ale na stałe wpisały się w obowiązkowe rośliny parków i zielonych miejskich oaz. Te piękności znakomicie czują się w tutejszym atlantyckim, umiarkowanym klimacie. Trudno sobie to wyobrazić, ale doliczono się kilkuset gatunków tych roślin. Nawet co odważniejsi miłośnicy rhododendronów próbowali je posegregować w grupy, ale ostatecznie przyjęto, że krzewy te dzielą się tylko na dwa rodzaje. Pierwsze to te, które zrzucają liście na zimę – Azalie, drugie są zimozielone i mają błyszczące, mięsiste, ciemnozielone liście. Nazwano je różanecznikami. Na świecie znane są pod nazwą rhododendrony. Azalie kwitną nieco wcześniej (kwiecień, maj) od ich cały rok zielonych kuzynów (maj, czerwiec).

Azalie witają wiosnę.

Azalie wpierw "wybuchają" kwiatami. Liście ustępują im pierwszeństwa.

Pomimo tego, że rhododendrony znane są w całej Europie i wszędzie mają swoich wielbicieli troszczących się o ich sadzonki, to jednak nie wszędzie tak się rozrastają i tak kwitną jak w Anglii. Jest im tu dobrze. Angielskie parki pełne są nawet czterometrowych okazów. Jestem pewna, że niejeden z nich już dawno powinien zdmuchnąć sto świeczek na urodzinowym torcie. Ich ogromne kiście dzwonkowatych kwiatów wyglądają z daleka jak wielkie, fioletowe bądź różowe kropki czy raczej kropy na zielonym tle. Nikt nie może się oprzeć urokowi ogromnych kwiatów. Do ich kielichów pędzą pszczoły, towarzyszą im motyle, a w ich liściach chowają się ptaki i szare wiewiórki. Pod starszymi okazami przebiegają tunele, w których lubią chować się dzieci. Są najbardziej wdzięczne, gdy mogą rosnąć w miejscach półcienistych. Nie przepadają za mocnymi, szkodzącymi im promieniami słonecznymi. Jeśli jeszcze mogą liczyć na towarzystwo drzew i to najlepiej takich, które tak jak one lubią karmić się składnikami z kwaśniejszego podłoża, to już są szczęśliwe. Cudownie komponują się z iglakami. Boją się mrozów. Dlatego w wielu częściach Europy konieczne jest ich „ubieranie” w słomiane maty na zimę. W Anglii nikt ich nie okrywa. Mrozy należą do rzadkości, a nawet te, które wyjątkowo” połaskotały” Anglię ostatniej zimy , nie były w stanie zniszczyć tych wiekowych cudów natury. Na zimowy brak wody rhododentrony w Anglii nie narzekają, więc rzadko można zobaczyć jak martwią się jej brakiem zwijając liście w rulon i nie pozwalając w ten sposób na szybkie jej parowanie. Różaneczniki rosnące w parkach raczej nie mają obłamywanych przekwitniętych kwiatostanów, choć pewnie ten zabieg przyczyniłby się do jeszcze obfitszego ich kwitnienia w roku następnym.


 Niezwykłe damy-różaneczniki.

 Wytworne i piękne.

Niektóre z nich mają intensywne kolory. 

Lubię, w porze kwitnienia różaneczników czy wcześniej azalii, „zgubić” się gdzieś pomiędzy nimi z aparatem fotograficznym. Spaceruję, pożeram je wzrokiem, fotografuję, a one ,jak to na damy przystało, wyprostowane, dumne i grzeczne pozują do zdjęć subtelnie uśmiechając się i falując w delikatny rytm ciepłego wiatru. Pewnie wiedzą, że dziś będą podziwiane także przez was, dlatego ostatnio tak pięknie pozowały do zdjęć.

 Stare, wciąż kwitnące krzewy rhododendronów.

 Parkowe alejki.

  
                                Wiewiórka wśród różaneczników.

czwartek, 17 czerwca 2010

Farma motyli

Mienią się wieloma kolorami. Bywają małe i całkiem spore. Jedne cieszą się słońcem i nie mogą oprzeć się słodkiemu zapachowi budleji Dawida, inne tuż po zmroku mkną ku elektrycznemu światłu. Ogromna ich egzotyczna część została złapana w siatki przez entomologów i w okrutny sposób pozbawiona życia, by zapełnić swoimi zasuszonymi ciałami ściany nie tylko ich gabinetów, ale także uczelni kształcących lepidopterologów - znawców motyli, oraz muzea świata. Motyle.

Motyle, które możecie dziś oglądać na moich zdjęciach miały dużo szczęścia. Wprawdzie nie cieszą się wolnością i nie rozkładają swoich barwnych skrzydeł wśród bezmiarów roślin amazońskiej dżunglii czy innych tropikalnych lasów, ale tu, w mieście Wiliama Szekspira -Stratford nad rzeką Avon stworzono im dom bardzo przypominający ich naturalne środowisko.

Czas na posiłek! Zapraszamy do stołu!

 
Butterfly farm czyli farma motyli. Pod szkłem, w gorącym i wilgotnym klimacie owady te mogą się rozmnażać, rozwijać, fruwać dowoli i cieszyć oczy wielu przybywających tam, zachwyconych nimi dzieci i dorosłych. Dużym zainteresowaniem cieszy się stolik pełen porozkrawanych pomarańczy i innych tropikalnych owoców. Dlaczego? Ponieważ te cudne, kolorowe owady zlatują się do stolika w celu nasycenia swojego brzuszka sokiem bądź nektarem owoców, co jest niezwykle ciekawym widowiskiem, wartym utrwalenia na zdjęciu. W Stratford stworzono im idealne warunki życia. Ogromną, szklaną farmę zapełniono cudowną roślinnością, wybudowano i zarybiono staw, do którego z hukiem wpada woda z wodospadu. Zbudowano specjalne miejsce, gdzie przez szybę każdy może śledzić magiczną przemianę, do jakiej dochodzi gdy gąsiennica zamienia się w kokon, a następnie w pięknego motyla.
Magiczna przemiana
Ryby na farmie motyli







Ale nie tylko setki motyli unoszących się nad głowami lub przysiadających na kwiatach a tudzież na włosach czy ubraniach mogą wprawiać w zdumienie. Oprócz nich można dokładnie przyjrzeć się jadowitym pająkom, egzotycznym żabkom, skorpionom, jaszczurkom i jak dla mnie, paskudnej szarańczy. Bez obaw –wszystko, co jest potencjalnie niebezpieczne nie ma bezpośredniego dostępu do rąk i nóg. Pod koniec wycieczki, w sklepiku, można zaopatrzyć się w pamiątki czy materiały edukacyjne. Jako mama trójki dzieci mogę odważnie stwierdzić, że właśnie wszechobecne w tego typu miejscach sklepy z pamiątkami, przewodnikami, kartkami, gadżetami, itp. są największym niebezpieczeństwem dla rodziców i ich kieszeni. Bo jak tu się oprzeć takim na przykład motylim, kolorowym zabawkom?

Szarańcza

Jaszczurka

Jeszcze jeden wart naśladowania szczegół; praktycznie wszystkie muzea w Wielkiej Brytanii jak i miejsca typu farma motyli są dostępne dla ludzi niepełnosprawnych i dla matek z dziećmi w wózkach. We wszystkich takich miejscach są bezpłatne toalety, również dla niepełnosprawnych i przewijak dla niemowląt. Ludzie niepełnosprawni są wśród nas, ale w Wielkiej Brytanii nie muszą spędzać swojego życia w domu i mogą cieszyć się życiem prawie tak, jak ich pełnosprawni bliźni. Bardzo mi się to podoba.


Jeśli ktoś z was ma ochotę na krótką, zachęcającą do odwiedzin na farmie motyli, wirtualną wycieczkę , to zapraszam tutaj. Podziwiajmy motyle!

sobota, 12 czerwca 2010

Come on England!

Zaczęło się! Wielka piłkarska strawa dla milionów ludzi na całym świecie! Jakaż to będzię uczta?! Faule, żółte i czerwone kartki, spalone, karne..... wojna na słowa, czasem na gesty, kopnięcia, podkładanie nóg, ciągnięcie za koszulki i poślizgi na murawie! Emocje przyprawione gorącem Afryki, litrami potu wyciśniętego przez kilometry energicznych biegów za okrągłą skórzaną kulą zwaną piłką i bezkompromisowe próby umieszczenia jej w bramce – najlepiej przeciwnika! Gola, gola, gola!!!!

A jeszcze dwa lata temu, to my – Polacy, siedząc przed ekranem telewizyjnym zaciskaliśmy z całej siły usta, by przypadkiem nie wyrwało się nam coś niecenzuralnego, z nerwów ściskaliśmy pięści i wstrzymywaliśmy oddechy licząc na łut szczęścia w Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej. Anglicy w tym czasie trwali w piłkarskiej „ żałobie narodowej”. Pech chciał, że nie dostali się na boiska Austrii i Szwajcarii. I tylko codzienne relacje telewizyjne przypominały o tym, że gdzieś na kontynencie odbywa się Europejska rywalizacja o miano mistrza piłki nożnej.

Oj, jak przykro i smutno było Anglikom! Pamiętam, jak w jednej ze szkół podczas tradycyjnego, porannego apelu dyrektor zapytał dzieci, czy wiedzą, co się teraz dzieje w sporcie. Część z nich wiedziała ;” Mistrzostwa Europy w piłce nożnej!” zawołało jedno z dzieci. Pan dyrektor uniósł smutne oczy na sufit, jakby tam miał napisane co ma powiedzieć i podsumował; „ No właśnie. A nas tam nie ma!” . Na sali zapanowała wręcz grobowa cisza.

To było oczywiste, że po takiej porażce angielska reprezentacja weźmie się w garść i zrobi wszystko, by taka sytuacja więcej nie miała miejsca. Oni musieli zakwalifikować się do Piłkarskich Mistrzostw Swiata. I zrobili to. Pojechali do Republiki Południowej Afryki, a dziś przed nimi pierwszy mecz kontra USA. Anglia oszalała na punkcie tego mundialu. Wyspiarze liczą na zwycięstwo swojej reprezentacji, ale jeśli nawet wygrana nie będzie ich udziałem, to mogą liczyć na wspaniałe i co tu dużo mówić – pełne akcji widowiska. Nie będą to mecze o wyjście z grupy, przetrwanie, a potem o honor. O nie!


Histeria mundialowa nie ominęła placówek oświatowych. Najmłodsze dzieci od jakiegoś już czasu są wtajemniczane w sportowe zasady i zachęcane do kibicowania swojej reprezentacji. Własnoręcznie zrobione papierowe chorągiewki w barwach angielskich (białe tło i czerwony krzyż) mają im w tym pomóc. Niektóre maluchy zrobiły także odpowiednie czapki i kapelusze. W szkołach urządza się zabawy mundialowe, konkursy, zapoznaje z sylwetkami piłkarzy robiąc z nich niemal bohaterów narodowych. Zaszczepia się w dzieciach ciekawość sportu. Nieco starsze dzieci robią tzw; projects czyli prace, rozprawki lub albumy na temat piłki nożnej. Opisuje się w nich hitorie mundialów, śledzi wieloletni udział Anglików w tego typach imprezach. Dzieci w klasie mojej ośmioletniej córki losowały państwa uczestniczące w mistrzostwach i ręcznie robiły albumy o wylosowanym kraju; o jego historii, geografii, tradycjach i innych interesujących rzeczach. Moja córka może dziś bardzo dużo powiedzieć o Ghanie, bo właśnie sylwetkę tego kraju przedstawiała. Bywają specjalne lunche. O –choćby na cześć meczu Anglia – USA. Domyślacie się, że frytki były głównym daniem? W klasie mojej najstarszej dziewczynki młodzież także losowała kraje, a właściciel losu z krajem, który wygra Mundial dostanie ciekawą, tajemniczą nagrodę. Czy fakt, że każdy chciał zamieniać swój los z moją córką świadczy o typowaniu przez nastolatków Brazylię na zwycięzcę? Szkoły, ale również angielskie parafie nie zapomniały o rodzicach. U nas rozdano po dwa egzemplarze wszystkich zestawień meczowych, a naszym zadaniem było za koszt jednego funta wytypować wszystkie wyniki. Ten z rodziców, któremu uda się najwięcej celnych strzałów zgarnie całą pulę!!! Wielu mieszkańców tego kraju postawi niejednego funta w zakładach buchmacherskich. Jako ciekawostkę dodam to, że w Anglii dzieci mają całkowity zakaz wstępu do takich punktów, nawet jeśli towarzyszą rodzicom są zaraz wypraszane. Zakłady buchmacherskie są tylko dla dorosłych.

 
Wiele sklepowych okien wystawowych wygląda jak składowisko mundialowych gadżetów. W większych sklepach są specjalne regały z tego typem towaru. Wszystko obowiązkowo w barwach narodowych. Barwy narodowe na skarpetkach, majtkach, koszulkach, spodenkach, kubkach, czapkach, breloczkach do kluczy, piłkach, długopisach, parasolkach, butach a dodatkowo małe flagi w rączkę lub do samochodu. Małe flagi podróżują z właścicielami aut, a te wielkie są rozwieszone jak bilboardy w oknach domów. Czasami można tu i ówdzie dostrzec również flagę Włoską, ale to z sentymentu dla trenera angielskiej drużyny, Włocha- Fabiego Capello. Są takie ulice, które jakby żywo skopiowane są z Polski znanej nam w dniu Bożego Ciała. Wszędzie rozwieszone proporczyki. Od okna do okna. Tu i tam jakiś kibic wywiesił napis „Come on England”. We wszytkich pubach rozpoczął się bardzo gorący sezon. Wielu kibiców właśnie w takich miejscach, przy lejącym się strumieniami piwie, wśród ścisku i w towarzystwie znajomych będzie krzyczało i dopingowało piłkarzy. Mecz bez piwa jest niemożliwy w tym kraju, tym bardziej, że sami producenci tego złotego napoju wyszli ku oczekiwaniom klientów i dali wiele upustów, co z pewnością nie podoba się walczącemu z obniżkami cen i promocjami na alkohol rządowi. O sieci marketów Tesco już z tego tytułu zrobiło się dość głośno. Dziś możesz kupić piwo z flagą, pizzę z flagą, ziemniaki mrożone z flagą, napoje z flagą, lody z flagą, itd. Zawrót głowy! Ale gdyby komuś tej promocji piłki nożnej było mało, to przy kasie, płacąc za swoje piłkarskie jedzenie może zostać dodatkowo obdarowanym pakietem nalepek ze zdjęciami piłkarzy.

Nalepki z piłkarzami

Buty dla dzieci

Oferta jednego z marketów

Oflagowane samochody

Puby kuszą

Sami zawodnicy angielscy ...coż...co rusz to jakiś skandal. Mają bardzo urozmaicone życie towarzyskie. Najsłynniejszy piłkarz ostatnich dni to Wayne Rooney. Mało brakowało, a Anglia by płakała, że przez wulgarny i niepohamowany język oraz bojownicze nastawienie do świata, piłkarz ów mógł stracić szansę na udział w mistrzostwach świata. Na szczęście zaatakowany przez niego sędzia zlitował się i zamiast czerwonej kartki wyciągnął żółtą.Tak też ten jeden z nadroższych piłkarzy świata (jego kontrakt gwarantuje mu prawie dziesięć milionów funtów rocznie) stanie do walki o Puchar Swiata. Moje dzieci nadały mu nawet ksywę ;Shrek, bo ponoć bardzo im go przypomina. Na mundialu będzie też obecny słynny Frank Lampard. Czekamy na grę szczupłego i bardzo wysokiego Petera Crouch, który w swoim wyjazdowym czerwono białym stroju pokaże na co stać jego długie nogi.Nie będę wam przybliżać sylwetek poszczególnych zawodników, ale zaiteresowanych odsyłam na tą stronę; www.thefa.com/england


A my? Kibicujemy Anglii, ale przede wszystkim oczekujemy dobrej piłki . Mamy tylko nadzieję, że ewentualne zwycięstwa Anglii nie zakłócą zbytnio ciszy nocnych. Chcemy dobrze się bawić i zapomnieć o tym, że w naszym rodzinnym, blisko czterdziestomilionowym kraju nie ma lub nikt nie chce znaleźć geniuszy w tej dziecinie sportu i wreszcie pokazać światu, że Polacy też potrafią kopać piłkę lepiej od dzieci w przedszkolu. Mimo braku naszej reprezentacji wszystkim życzę świetnego widowiska i prawdziwie sportowych emocji! Emocji wysokiej klasy!