Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

niedziela, 19 września 2010

Charity shops

Mieszkając w Polsce omijałam je szerokim łukiem. Odpychał mnie specyficzny i dla mnie nieprzyjemny zapach takich miejsc oraz sterty stłamszonych ubrań, z których co rusz ktoś próbował „wyłowić” coś naprawdę atrakcyjnego. Tutaj, w Wielkiej Brytanii nie potrafię przejść obojętnie obok takich miejsc. Zawsze jakaś siła pcha mnie do środka i każe przyglądać się temu i tamtemu. Rzadko opuszczam je z pustą ręką. Czym są sklepy secondhand powszechnie znane jako charity shops? I czy na pewno są tym samym, czym w Polsce tzw. ciucholandy?

Historia charity shops sięga lat czterdziestych ubiegłego wieku. Pierwszy sklep o takim charakterze został otwarty w Oxford. Dziś sklepy Oxfam, bo o nich piszę rozsiane są po całym Zjednoczonym Królestwie. Jest ich ponad 700, w tym 70 specjalistycznych, czyli zajmujących się sprzedażą wyłącznie książek lub mebli. Zaraz po nich otoworzyły się następne; British Heart Foundation, Cancer research, Age UK, Safe the children, Scope i wiele, wiele innych. Chyba nie ma takiego miasta czy miasteczka, w którym nie byłoby choćby kilku takich sklepików.

Pewne jest, że brytyjskie sklepy z rzeczami i ubraniami używanymi funkcjonują na zupełnie innych zasadach niż te znane nam z Ojczyzny, gdzie jest to w 100% biznes. Pracownicy takich sklepów to w 90% wolontariusze, którym nie płaci się za pracę. Dlatego najczęściej obsługą klienta zajmują się ludzie starsi; emeryci czy renciści. Robią to z nieukrywaną przyjemnością. Czują się potrzebni, wypełniają swój wolny czas i mają satysfakcję, że pracują dla jakiegoś celu. Dlaczego? Ponieważ każda sieć sklepów ma jakiś wyznaczony cel. Zawsze dochód ze sprzedaży, po odliczeniu takich kosztów jak na przykład prąd, przeznaczony jest na szczególne potrzeby; zakup lekarstw dla dzieci w Afryce, utrzymanie schronisk dla zwierząt, pomoc ludziom dotkniętym jakąś chorobą (na przykład rakiem), dla dzieci specjalnej troski czy na domy dla bezdomnych i wiele innych. Jako instytucje dobroczynne mają wiele ulg podatkowych lub są zupełnie z podatków zwolnione. Tutejsze społeczeństwo bardzo chętnie zapełnia sklepowe półki wszelkim dobrem. Kiedy mieszkaniec Wysp robi generalny porządek we własnym domu nie sądźcie, że wszystko co za małe, za duże, przeczytane, niepotrzebne, nie pasujące wyrzuci bezmyślnie do kosza na śmieci czy na inne odpadki. O nie! Zapakuje to co się da w czarne worki i dostarczy do charity shop, by za miły uśmiech i słowo dziękuję zostawić to tam raz na zawsze. Niejednokrotnie wieczorem przechodząc obok sklepów charity można zauważyć czarne worki czekające pod sklepem aż do następnego ranka kiedy obsługa zainteresuje się nimi, choć uprasza się, aby rzeczy były przynoszone w godzinach otwarcia. Rzadko kiedy zdarza się kradzież. Kiedy worki trafiają na zaplecze, rzeczy zostają rozpakowane, przejrzane i ocenione, a następnie ze stosunkowo niską ceną wędrują na sklep.

A jakie są to rzeczy? Wiadomo- ubrania. Zawsze powieszone na wieszaczkach według rozmiarów i rodzaju. Bluzki, spódniczki, spodnie, kurtki, palta, futerka i tak dalej. Na osobnej półce buty, torebki czy paski. Czasami rzeczy dla niemowląt ze względu na ich maleńkie rozmiary oraz ich ogromną ilość umieszcza się w koszach. Zabawki; grzechotki, pluszaki, gry, lalki, samochodziki .... Często można tu kupić wózki dla dzieci, leżaczki, a nawet rowerki, hulajnogi itp. W sklepach charity nie brakuje książek; tych dla najmłodszych i dla starszych. Od romansów poprzez literaturę sensacyjną do klasycznej. Przewodniki, książki hobbystyczne, zdarzają się nuty oraz magazyny. Jeśli nie książki, to filmy; już rzadko na taśmach Video, a często na DVD. Ogromne ilości płyt CD oraz gier komputerowych. Obrazki na ścianę, figurki, doniczki, talerze, wazony, świeczniki, pudełka, szkatułki, patery, karafki........ Tutaj można wynaleźć ładne zasłony czy koce. Wszelkiego rodzaju korale, bransoletki, niepotrzebne nikomu włóczki, nici, materiały, sprzęt AGD i RTV. Wszystko jest w dobrym stanie. Wiele rzeczy jest nowych, oddanych przez sklepy lub niechciane prezenty oddane przez ich właścicieli.



Dlaczego lubię do nich zaglądać? Bo dzięki nim nasze półki wypełniły się wspaniałymi lekturami dla dzieci, które w takich sklepach kosztują wielokrotnie mniej niż w księgarni. Tam zakupiłam nową włóczkę (500 gram) za cenę dwóch funtów, z której wydziergałam sobie ponczo, o którym piszę tutaj. Kiedyś wpadło w moje ręce nowiutkie pudełko pełne pociętej włóczki na kilimek czy chodniczek (rozmiar 50-70cm) z kotami, którym zainteresowała się moja najstarsza córka i cierpliwie codziennie wypełnia go. Ktoś chyba dostał niechciany prezent. Coś, co normalnie kosztuje czterdzieści funtów, ja kupiłam za dwa. Szklane buteleczki do malowania i artystyczne książki to kolejny powód moich tam wizyt. Przy półkach z książkami mogłabym spędzać wiele czasu. Sklepy, niegdyś stworzone dla najuboższej części społeczeństwa, dziś odwiedzają wszyscy. Każdy zawsze wynajdzie tam coś wyjątkowego czy potrzebnego dla siebie.

Muszę dodać, że w tych sklepach często panuje taka wyjątkowa atmosfera. Wolontariusze uśmiechają się, lubią zamienić słówko z klientem. W takich sklepach często pachnie lawendą, a ja się czuję jak na uporządkowanym, pełnym skarbów strychu.

Jeśli będziecie mieć okazję – koniecznie zajrzyjcie do takich miejsc, a sami będziecie zaskoczeni różnorodnością rzeczy, jakie można tam tanio kupić. Naprawdę warto.

4 komentarze:

  1. też lubię charity shops chociaż przegrywaja one dla mnie z carbootami :) bo carbooty sa jeszcze tansze. w charity shops troche odtrasza mnie ten zapach starzyzny i ubran ale nie jest on az tak mocny jak w polskich dziadexach :D musze przyznac, ze niektóre charity shops wcale nie sa takie tanie - w wrexham heart foundation ma całkiem wysokie ceny podobnie jak sklep charytatywny dla "pets"
    w charity shops zawsze szukam ciekawego szkła, albo ceramiki, albo bizuterii z której moge odzyskac koraliki i wykorzystac do szycia, albo cos do rękodzieła - ksiązkę, magazyny, druty/szydełka, pojemniki itp
    fajnie że istnieją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie sie nie zdarzylo jakos specjalnie czuc zapachu starosci ( a wech podobno mam doskonaly), ale moze to za sprawa odswiezaczy powietrza czy innych zapachowych specjalow. Rzeczywiscie, w niektorych z tych sklepow zdarzaja sie towary ciut drozsze i moze nawet niewarte swej ceny, ale same sklepy sa interesujace i tyle w nich skarbów. Karbuty sa extra, zwlaszcza duze i w ladna pogode, maja jedna wade -na ogól sa w niedziele, a ja niedziele wole jednak spedzac w troche inny sposob, dlatego tak rzadko na nie jezdze.... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. i na car booty trzeba wstawać wcześnie rano
    a pogoda moze tez popsuć plany
    lubie carbooty, zawsze cos z nich przywlokę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja jestem wielką fanką cherity shops, i car boot'wów!
    Zaledwie kilka dni temu zakupiłam przecudną, wściekle czerwoną kurteczkę za całe 2 funty! :)
    Czekam na rozpoczęcie sezonu car boot'owego! :)))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.