Wszystko układa się pomyślnie; mamy wolny dzień, przygotowany prowiant i cudowną pogodę. Nawet dzieci wydają się jakby grzeczniejsze. Otwieramy atlas samochodowy i błądząc wzrokiem po stronach naradzamy się gdzie tym razem postawimy nasze stopy? No gdzie? W Barry! Jedziemy! A gdy dojeżdżamy na miejsce otwieramy ze ździwienia buzię, przecieramy oczy i nie dowierzamy. Rozczarowanie – pierwsze uczucie, ale potem...... potem wszystko się zmieniło.
Barry (w języku walijskim nazwa brzmi Y Barri) - walijskie miasteczko portowe położone nad Kanałem Bristolskim dosłownie kilka mil na południowy zachód od Cardiff ma niezwykłą plażę. Jeśli ktokolwiek, kto nie zna tego miejsca myśli, że będzie w stanie rozłożyć kocyk na piasku i wygodnie ułożyć się na nim by skosztować promieni słonecznych będzie bardzo zawiedziony. Nie ma takiej możliwości. No chyba, że odpływ wreszcie odsłoni troszkę piachu. Ale jeśli ktoś kocha odpoczynek w trudnych warunkach, zapewniam go, że wylegiwanie się na okrągłych kamieniach może go zadowolić. Plaża w Barry to same kamienie. Nie jakieś tam malutkie kamyczki, ale dość sporych rozmiarów kamienie, z których powstałby niejeden skalny ogródek. Nie było łatwo na nich nawet usiąść. Nasze dzieci były wyraźnie niezadowolone. Ale dzieci znajdą na wszystko sposób (my dorośli powinniśmy częściej z nich brać przykład). Już po chwili stwierdziły, że podnoszenie głazów i wrzucanie ich do wody to wspaniała zabawa. A przy tym jaki plusk! Nawet zamki można budować z takich kamieni. A gdy Kanał Bristolski przy odpływie zwężał się, odsłaniając wreszcie piach i piękne na swój sposób muszelki, okazało się, że nagle dzieci uznały tę właśnie plażę za najfajniejszą ze wszystkich znanych. Całe szczęście, bo już byliśmy pełni obaw, że naszą wyprawę do Barry potraktują jako nieudaną i niepotrzebną. Nam też w końcu zaczęło się podobać. Nie przeszkadzały nam nawet często przelatujące samoloty kursujące między pobliskim lotniskiem a resztą świata. No a kamienie –głupio się przyznać, ale kilka wylądowało w naszym samochodzie. Wczoraj zostały pomalowane, o czym napisałam tutaj. A dla was moi drodzy blogowicze mam zdjęcia i zaproszenie na spacer brzegiem kamienistej plaży w Barry.
Dla mnie BOMBA!!:)
OdpowiedzUsuńA tak wygląda plaża w Worthing obok Brighton:
http://zperspektywykrotkichnozek.blogspot.com/2010/08/chata-na-plazy.html
a czy jest tam może sea glass na tej plaży? :)
OdpowiedzUsuńrewelacja:D świetna i piękna ta plaża:):):)
OdpowiedzUsuńTakie miejsca są nawet ciekawsze! Kiedy ja odwiedziłam Walię też spodziewałam się zobaczyć plażę w polskim tego słowa znaczeniu, a ujrzałam kamienie, tak jak ty, tyle że tam miały one średnice co najmniej metra!
OdpowiedzUsuńŚwietne miejsce dla dzieciaków do zabawy w chowanego, ale trochę niebezpieczne :)
E tam, nie jest tak źle ;) mnie się udało znaleźć plażę z najprawdziwszym pisakiem - właśnie w Barry Island :)
OdpowiedzUsuń