Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

poniedziałek, 11 października 2010

Eden Project

Wyobraźcie sobie stary, opuszczony kamieniołom. Albo nie. Lepiej pagórkowaty i okropnie poszarpany, by nie powiedzieć oszpecony teren – pozostałość po wydobywaniu kaolinu czy gliny. Taki teren wygląda niemal jak po wybuchu bomby. Kiedy zamyka się jakaś kopalnia czy fabryka i pozostawia właśnie taką pamiątkę w postaci nikomu niepotrzebnego wyrobiska, niewiele jest pomysłów na to, co z tym fantem zrobić; ogrodzić i zabronić zbliżania się, zalać wodą i liczyć na to, że nikt nie zechce się tam kąpać, a już na pewno utopić? A może wykorzystać to miejsce i przeobrazić je w zupełnie coś niezwykłego. W coś, co przyniesie wielowymiarową korzyść? Bingo!

W hrabstwie Kornwalii, powszechnie uznawanej za część tzw. angielskiej riviery, nieopodal miasta St. Austell znajdowało się wielkie wyrobisko. Niegdyś wydobywano tam kaolin, podstawowy materiał do wyrobu chińskiej porcelany. Potem już niczego nie wydobywano, a koszmarnie wyglądający teren pozostawiono sobie samemu. Nie bardzo wiedziano co z nim zrobić i jak go zagospodarować. Aż jednego dnia pewien człowiek – Tim Smit- wpadł na genialny pomysł, którego ralizacji podjął się bardzo znany i ceniony w Wielkiej Brytanii architekt, Nicholas Grimshaw. Od początku 1999 roku do marca 2001 roku, czyli lekko ponad dwa lata miejsce to przeobraziło sie zupełnie i stało się wielką turystyczną atrakcją, przyciągającą rocznie ponad półtora miliona ludzi. Niektórzy nazywają to kolejnym ósmym cudem świata. Eden Project – jeden z największych ogrodów botanicznych na świecie.


Każda pora roku w Eden Project jest niezwykła i warta zobaczenia. My wybraliśmy się tam jesienią i wcale nie żałujemy. Wokół ogrodu umieszczone są liczne strefy parkingowe, na których zostawia się samochód. Do samego ogrodu zabrał nas specjalny autobus. Już od samego „progu” witały nas dywany kwitnących o tej porze roślin wrzosowatych. Główne atrakcje tegoż miejsca – ogromne biomy pełne roślin z różnych stref klimatycznych zostały wybudowane jakby w dole całego terenu. Aby się do nich dostać, można skorzystać z kolejki lub zafundować sobie spacer pomiędzy niezliczoną ilością roślin. My, mimo pogody w kratkę nie mogliśmy odmówić sobie spaceru. Odkryliśmy, że pomiędzy roślinami co jakiś czas wyłania się jakaś rzeźba zwierząt. Tu i ówdzie stały dynie z charakterystycznie wyciętymi oczami i buźką – znak zbliżającego się helloween. Był nawet namiot czarownic, a każdy odważny malec, który do niego wszedł dostawał słoiczek do własnoręcznego przyrządzania „magicznej mikstury” z suszonych ziół, kwiatów mieniących się dodanym – przepraszam wyczarowanym- brokatem. Taka mikstura stoi u nas na półce po dzisiejszy dzień i wciąż intensywnie pachnie. Wszystko wokoło mieniło się całą paletą jesiennych barw.




Ciekawi wszystkiego zajrzeliśmy do środka budynku o interesującej nazwie „The Core”( czyli jądro, serce, dusza lub sedno). Czegóż tam nie było!!! Dziwaczne maszyny, ciekawe obrazy na ścianach i zdjęcia roślin, zabawki i wielkie szafy z otwieranymi szufladkami, w których wnętrzach kryły się ciekawe przedmioty (czasami zaskakujące a nawet kontrowersyjne). Wszystko to w celu przybliżenia nam natury i jej ogromnego wpływu na nasze życie. The core zostało stworzone z myślą o dzieciach i młodzieży, a wciąga jak magnes w swoje czeluście także nas dorosłych i pozwala nam odkrywać tajemnice naszego życia o jakich nie mieliśmy do tej pory pojęcia.


Idąc do szklanych kopuł natknęliśmy się na dziwacznego stwora. Nazywał się WEEE MAN i cały był zbudowany z wszelkich elektronicznych przedmiotów. Jego ogromna i jakby kosmiczna postać zdawała się nie mieć prawa istnieć bez telefonów komórkowych, koputerów, odtwarzaczy radiowych, telewizorów, lodówek, lampek, pralek itd. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że ta nieco straszna przyznaję figura ilustruje średnią ilość zużytą i wyrzuconą przez każdego z nas- mieszkańca niebieskiej planety- sprzętu eletronicznego w czasie całego życia. To przerażające! A jeśli dojdzie świadomośc tego, że jednak wielka część mieszkańców tego świata jest pozbawiona tego rodzaju rzeczy, to ile naprawdę jesteśmy w stanie zużyć i iwyrzucić???

Nieco oszołomieni udaliśmy się dalej. Dalej były kawiarenki, wielka rzeźba pszczoły i kryte lodowisko pełne amatorów jazdy na lodzie. Przepiękne rośliny, wciąż kwitnące, a jeśli nie – to w cudowny sposób jesiennie drzemiące cały czas towarzyszyły nam w czasie naszego bardzo długiego spaceru. Ale najlepsze było przed nami!

Biomy! Pierwszy o powierzchni 1,3 hektara jest największą szklarnią na świecie. Pod kopułą wysoką na 55 metrów i długą na ponad 200 metrów znajduje się świat roślin tropikalnych. Wilgotność powietrza wewnątrz szklarni jest tak ogromna, że zrobienie zdjęcia graniczy z cudem. Momentalnie wszystko pokrywa się parą. Zdjęcia, które mnie udało się zrobić, były pstrykane metodą ”na szybko”. Przecierałam ściereczką obiektyw i w sekundzie robiłam fotkę. Sekundę później wszystko znów pokrywało się parą.Mieliśmy wrażenie, że wszystkie nasze ubrania są mokre i przyklejają nam się do ciała. Do tego panowało tam tropikalne gorąco. Trudno w to uwierzyć, że na przestrzeni klku lat wyrosła tam niezwykła tropikalna dżungla. Bogactwo roślin jakie tam widzieliśmy trudno nawet opisać. Palmy, bananowce, wijące się pnącza wanili, uprawa ananasów, bambusy, trzciny cukrowe. Krzewy kawowców i drzewa z kolcami. I wiele, bardzo wiele innych. Gdzieś po drodze indiańska amazońska chatka, wysoki wodospad i inne niespodzianki. To ten biom posłużył jako tło do jednej z przygód od lat niepokonanego Jamesa Bonda. We fragmencie filmu „Die another day” przystojny i nieustraszony Pierce Brosnan jako agent 007 z pistoletem biegnie wśród roślin z Eden Project.






W drugim biomie oddychać było już łatwiej. Przyznaję, klimat śródziemnomorski jest jednak bliższy moim nozdrzom i płucom. Wszystko to ze świata roślin, co zachwyca nas w Hiszpani, Włoszech, południowej Francji czy Egipcie zostało zebrane i umieszczone pod szklaną kopułą, fundując nam podróż brzegiem morza Śródziemnego bez konieczności opuszczania Wysp. Dostrzegliśmy też bociany! Pewnie dlatego, że znane są nieco z krajobrazu egipskiego, gdzie bywają, gdy w Europie pani Zima sypnie śniegiem i wszystko pomrozi.







Typowa w Wielkiej Brytanii dla takich miejsc jest obecność wielu kawiarenek i restauracji, gdzie można zjeść typowe angielskie obiady; jakąś pieczeń mięsną z sosem, pieczone ziemniaczki lub frytki oraz zestawy surówek. Nigdzie nie ma problemów ze znalezieniem toalet, które zawsze są czyste i bezpłatne. Oprócz toalet i miejsc, gdzie możemy coś zjeść, w każdym atrakcyjnym miejscu, w tym również w Eden Project znajdują się sklepy z pamiątkami. Ten tam jest ogromny. Duża część pamiątek i zabawek dla dzieci miała całkowity związek z Eden Project; kubeczki w kwiatuszki, książki, pocztówki, długopisy, fartuszki, torby, koszulki itp. W zasadzie można w takich miejscach kupić wszystko, tylko z odpowiednim dla danego miejsca napisem, obrazkiem czy drukiem. Ale jak przystało na ogród botaniczny, każdy chętny może zaopatrzyć się w roślinki, cebulki i nasionka wszelkiego rodzaju. Głównie takie, które rosną w ogrodzie botanicznym, a ponieważ tam rosło bardzo wiele, to możecie sobie wyobrazić ten sklep. Ciężko jest wyciągnąć mnie z takiego miejsca bez niczego. No i wyciągnięto mnie, ale za to z doniczką. Oliwka. Skoro klimat śródziemnomorski był dla mnie lepszy.....?

Oprócz zdjęć postanowiłam ubarwić moją relację dwoma znalezionymi w sieci filmikami. Pierwszy z nich to krótka prezentacja jak powstawał Eden Project, drugi z kolei zachęca nas do obejrzenia wspomnianego wcześniej filmu z serii James Bond. Ciekawe, czy zauważycie fragmenty (niestety krótkie) kręcone w tej niezwykłej i stworzonej ludzką ręką dżungli? Dla mnie to one były cała atrakcją tegoż filmu. No...może nie licząc odtwórcy głównej roli?


4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe miejsce i opis:)
    Właśnie planuję naszą wakacyjną wyprawę do UK i chyba ujmę to miejsce w planach. Bardzo bym chciała to zobaczyć, a myślę że dla dzieci to jeszcze większa atrakcja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wycieczkę krajoznawczą po Anglii.. U nas, w lecie, jest taka wilgoć jak w miejscu gdzie Ci było źle oddychać.. Na szczęście mieszkam w Południowej Australii i takich dni jest w roku kilka.. Gorzej jest na północy kraju.. Juz w Sydney chodzisz non stop tak jakbyś ledwie co wyszła spod prysznica..
    Wspaniały pomysł z tym Ogrodem Botanicznym.. Pozdrawiam..

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwiedziłam Kornwalię i miałam okazje być w eden projekcie.Jestem pod wrażeniem do dzisiaj.Cudowne miejsce!!Polecam wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  4. Odwiedzilismy to wspaniale miejce dwa razy- SERDECZNIE POLECAM

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.