Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

sobota, 18 grudnia 2010

Hasło"Christmas" -część I

Wyobraźcie sobie następującą sytuację; w pośpiechu, pomiędzy licznymi w okresie przedświątecznym zajęciami wybiegacie ze sklepu z nadzieją, że jeszcze zdążycie dopaść pewnie i tak spóźniony autobus, wasze myśli krążą wśród listy rzeczy, które powinniście jeszcze zrobić gdy nagle, niespodziewanie podbiega do was ktoś z mikrofonem lub kamerą telewizyjną i proponuje wam grę w „skojarzenia”. Zerkacie nerwowo na zegarek, siatka z ciężkimi zakupami wrzyna wam się w zmarznięte palce, nogi wręcz błagają o przyłożenie ich do ciepłego kaloryfera, ale zgadzacie się. W końcu to media. Ktoś z uśmiechem na twarzy podstawia wam mikrofon do ust i mówi ; ” Bajka o Jasiu i…?” „Małgosi!”- Wykrzykujecie uradowani. „ Żeby kózka nie skakała to by…?” pada kolejne pytanie –dla was proste, bo zaraz rzucacie odpowiedź ; “ …to by nóżki nie złamała”. Już chcecie biec, ale ten ktoś obiecuje ostatnie pytanie. Zgadzacie się, ostatecznie kiedyś przyjedzie następny autobus. „ Boże Narodzenie…?”. I co? No właśnie, co? Ciekawe jaka pierwsza myśl nasunęła wam się na hasło ”Boże Narodzenie”?


Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek grał w skojarzenia z Brytyjczykami. Nie mam danych na temat ankiet, uzupełnianych statystyk i badań społecznych w oparciu o nastawienie Wyspiarzy do Bożego Narodzenia. I nie mam pojęcia czy to, z czym skojarzyłoby się im słowo „Christmas” bardzo by odbiegało od skojarzeń innych narodów we współczesnej Europie czy też na świecie. Ale obserwując życie tutaj mogę odważnie stwierdzić, że zdecydowanej większości Brytyjczyków, Święta Bożego Narodzenia kojarzą się z prezentami. W zasadzie o prezenty pod choinkę wielu z nich zabiega już w styczniu, kiedy to cały handel kusi przecenami i zimowymi obniżkami cen. Ledwo opustoszałe po prezentach sekretne domowe skrytki czy strychy na nowo zapełniają się zabawkami i wypatrzonymi handlowymi okazjami, by czekać z opuszczeniem schowka aż jedenaście miesięcy. Od wyprzedaży letnich gorączka prezentów rozprzestrzenia się już na większą część społeczeństwa. Nie jest to może jeszcze gonitwa i polowanie, ale wydaje się, że wielu ludzi ma już na uwadze nadchodzące powoli Boże Narodzenie. Zresztą już w sierpniu i wrześniu tu i ówdzie można zobaczyć pierwsze świąteczne reklamy, czy wystawy świąteczne. Największa gorączka wybucha po „Helloween”. Wtedy reklamy telewizyjne, prasowe, billboardy natarczywie krzyczą do nas, że musimy na Christmas kupić to i tamto, bo inaczej nasze święta mogą być nieudane. Jakby cała atmosfera tych wyjątkowych świąt zależała od danego produktu. Świąteczna kolorystyka bije po oczach gdziekolwiek się pojawicie. Miliony Wyspiarzy wydaje mnóstwo pieniędzy na podarki. Co się cieszy największą popularnością? Wydaje mi się, że kosmetyki. To takie proste i łatwe prezenty tym bardziej, że producenci kosmetyków w okresie przedświątecznym uatrakcyjniają swoje produkty. Za parę funtów można kupić pięknie opakowane zestawy do kąpieli czy pielęgnacji ciała. Drogerie zapełniają się perfumami niezliczonej ilości marek czy pojemności butelek oraz popularnymi tutaj zestawami różnych małych butelek perfum w bardzo przystępnych cenach. Ogromny wybór dla pań, panów, a nawet dzieci. Drogerie pękają w szwach od naporu klientów. Zaraz po drogeriach następuje atak na sklepy z zabawkami. Brytyjscy rodzice i opiekunowie mają nie lada kłopot z wyborem prezentów dla swoich dzieci. Sami coraz częściej głośno przyznają się do tego, że prezenty nie cieszą ich dzieci. Znam nawet przypadki, że dzieci nie rozpakowują prezentów przez długi czas, bo nie mają na to ochoty. Dziwne? To od ich nadmiaru. A rodzice wymyślają coraz lepsze, większe, nowocześniejsze i droższe podarki; telewizory, konsole do gier, najnowsze laptopy i telefony …… Dlatego po sklepach z kosmetykami i zabawkami - te z telefonami, komputerami i sprzętem RTV to najbardziej oblegane placówki w przedświątecznym szale zakupów. Producenci słodyczy także zacierają ręce, bo niewątpliwie przed Bożym Narodzeniem na ich konta wpływają ogromne zyski . Półki marketów uginają się pod naporem przepięknie opakowanych słodyczy. Dla samych puszek chciałoby się kupić to i owo. Puszki w kształcie karuzel, piętrowych autobusów, misiów pewnie nie zawierają w sobie zbyt wielu smakołyków, ale tak bajecznie wyglądają. Niestety prawdą jest, że wiele z tych prezentów po okresie świątecznym znajdzie swoje miejsce w charity shopach lub za rok zapełni szkolne bazary.

A może tak bieliznę w kolorze charakterystycznej czerwieni?

A jeśli prezenty, to chyba też choinka. Bo wydaje się, że właśnie choinka i Mikołaj to kolejne słowa, które Anglikom kojarzą się z Christmas. Zwłaszcza dzieciom. Dzieci tradycyjnie czekają na Mikołaja. Te, które wciąż wierzą, że gruby pan w czerwonym ubraniu wślizgnie się przez komin do ich domu i zostawi masę podarków pod choinką, ustawiają przed domami tabliczki - drogowskazy z napisem ; ”Here Santa” lub „ Stop Santa”. Nieco starsze dzieci (ale próg wiekowy jest niestety coraz niższy) piszą listy. Nie, nie listy do świętego Mikołaja z upewnieniem go o swojej grzeczności i prośbą o jakiś drobiazg, ale listę własnych życzeń, a wręcz wymagań co do świątecznego prezentu. Taka lista wędruje na przykład na lodówkę (musi być w dobrze widocznym miejscu), a tam rodzic doczytuje się nazwy artykułu, dowiaduje się ceny, zostaje poinformowany o miejscu, gdzie to można zakupić, a czasami nawet ma już podany numer katalogowy. Znam kilka przypadków takiego podchodzenia dzieci do prezentów. I gdzie tu nutka tajemniczości, pokora i oczekiwanie???

Świąteczne dekoracje bywają wyjątkowo piękne.

Od kiedy pierwsza choinka została przystrojona w Niemczech, zdaje się, że dziś już nikt nie wyobraża sobie Świąt Bożego Narodzenia bez tego elementu dekoracyjnego. Choinki ustawiane są na placach miejskich, przed sklepami, na rondach, by oficjalnie, przy towarzyszącym festynie, koncercie i aplauzie zgromadzonych mieszkańców w końcu listopada rozbłysnąć wraz z innymi miejskimi dekoracjami tysiącem światełek. To takie wielkie otwarcie sezonu świątecznego. Wielu spośród Brytyjczyków ubiera sztuczne drzewka, ale od kilku lat zdaje się wzrastać zainteresowanie żywymi choinkami. Wprawdzie zakup żywej choinki do najtańszych nie należy, ale chyba każdy się zgodzi, że żywe drzewko to najpiękniejszy akcent dekoracyjny domu. Jeśli to drzewko ma być piękną jodłą kaukaską czy norweską niejednokrotnie trzeba wydać więcej niż 50 funtów. Choinki w Anglii ubiera się bardzo wcześnie. Na początku adwentu. W połowie grudnia wydaje się, że drzewka są już ozdobą u większości mieszkańców Wysp. Tutaj to tradycja. Dla nas niegdyś bardzo dziwna, bo może za wcześnie, ale sami już dziś patrzymy na to pod innym kątem, choć nasza choinka nadal czeka w ogrodzie przykryta świeżym puchem śniegu. Nie zawsze choinki ubiera się od razu całe. Czasami jest to drzewko przystrojone światełkami i uzupełniane codziennie jakimś dodatkiem. Anglicy uważają, że okres adwentu to okres nastrajania się do Świąt Bożego Narodzenia, a drzewko w tym pomaga. Chyba coś w tym jest…. Pod drzewko przez cały miesiąc układa się prezenty i podarki otrzymywane od przyjaciół. Muszą tam czekać do Pierwszego Dnia Świąt. Pomyślcie jak to ćwiczy cierpliwość. Choinka w angielskim domu stoi tylko do Święta Trzech Króli. Po szóstym stycznia wszelkie świąteczne dekoracje znikają zarówno z domów, sklepów jak i ulic. W handlu następuje sezon wiosenny, a półki sklepowe zapełniają się nasionami i cebulami roślin. Brytyjczycy raczej w kwestii choinki są tradycjonalistami i ubierają swoje drzewka w typowo świąteczną kolorystykę; biel, zieleń, czerwień oraz złoto. Młodsze społeczeństwo, zwłaszcza nastolatki chcąc być „cool” i prześcigają się w pomysłach, więc choinki w ich pokojach często są różowe, białe czy czarne. No cóż….. Rzecz gustu. Choinki dekorowane są także w wielu domach rodzin innych wyznań niż chrześcijańskie. Nasze Boże Narodzenie to dla wielu hindusów czy muzułmanów również okazja do rodzinnych spotkań, często przy choince, ale spotkania te –wiadomo –nie mają nic wspólnego z celebrowaniem narodzin Jezusa.

Najpiękniej jest zawsze wieczorem.

Prezenty, Mikołaj i choinka to trzy główne słowa według mnie kojarzące się Brytyjczykom ze słowem Christmas. Ale muszę dodać, że byłabym bardzo niesprawiedliwa, gdybym napisała, że dla wszystkich. Nie, na szczęście nie dla wszystkich Boże Narodzenie to tylko prezenty, Mikołaj i choinka. Okres Adwentu to wbrew pozorom dla sporej części brytyjskiego społeczeństwa również bardzo duchowe przeżycie oraz okazja do znalezienia czasu dla innych. Dlatego teraz pozwolę sobie przerwać , pozwolę wam ochłonąć i powrócę do tematu następnym razem. Zapraszam was serdecznie.

Lady Godiva na tle choinki.

3 komentarze:

  1. "Co za duzo to niezdrowo", takze jesli chodzi o prezentowe szalensto. U nas raczej tradycyjnie czyli prezenty przemyslane,raczej praktyczne, pomyslowe, niekoniecznie drogie. Prawdziwie od serca, a to najwazniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie to swiateczne szalenstwo w UK czasami naprawde denerwuje. Mieszkam blisko Bicester Village (shopping outlet) i w okresie listopada/grudnia w weekend nie wsiadam nawet do samochodu poniewaz miasto i okolice sa calkowicie zakorkowane. Czasem chcialabym sie ewakuowac gdzies na zime i wrocic jak juz bedzie po wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :)) Wszędzie w Europie zaczyna być tak samo:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.