Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

sobota, 7 stycznia 2012

Ironbridge


Są takie miejsca, znane nam z ulotek reklamowych i z turystycznych przewodników, do których – trudno wytłumaczyć, dlaczego – nie chce się jechać. Dopiero jakiś przypadek, a może tak jak było w naszym wypadku, upór przyjaciela sprawia, że jedziemy, odnajdujemy to miejsce, parkujemy samochód i idziemy je „zbadać” i sfotografować.  Poznajemy kolejną historię. Każde miejsce na świecie to inna historia, a każda warta tego, by choć trochę się z nią zapoznać. Tylko wtedy, gdy wspomnienia i fotografie „przyozdobione” są choćby krótką historią, może niezwykłą legendą nabierają jakiejś wartości i interesującego kształtu. Sprawiają, że po każdej takiej podróży czujemy się bogatsi i odrobinę mądrzejsi, a nasze fotografie nie są tylko wydrukowaną kartką papieru.
Obraz namalowany ręką Wiliama Williamsa (1780)

Właściwie to taki „zdrowy” upór naszego przyjaciela sprawił, że po całym dniu wyczerpujących atrakcji zagłębiliśmy się w hrabstwo Shropshire, by odnaleźć most. Most znany naszemu towarzyszowi podróży z albumowego wydania książki o budowlach świata. Darowaliśmy sobie autostrady i pomknęliśmy bocznymi drogami poddając się urokliwym, lekko pagórkowatym krajobrazom i mijanym wioskom i miasteczkom – zdawałoby się, że żywcem przeniesionym do nas z czasów, kiedy Angielską Koronę nosiła królowa Wiktoria. A może to my wówczas przenieśliśmy się do przeszłości?
Do położonej około 5 mil od Telford interesującej nas miejscowości Ironbridge, jakiś czas jechaliśmy drogą wzdłuż rzeki Severn. Droga ta zaprowadziła nas prosto do celu naszej podróży. Zatrzymaliśmy się, zabraliśmy zmęczone dzieci, aparaty fotograficzne i poszliśmy pospacerować wspomnianym wyżej mostem.

Okolica delikatnie łaskotana promieniami zachodzącego słońca wydawała się intrygująco piękną w swej surowości. Pewnie nie jeden malarz nazwał ten rodzaj krajobrazu dramatycznym. Wyobraźcie sobie wąwóz porośnięty wysokimi drzewami o ciemnozielonym zabarwieniu liści, a w dole z wielką pokorą płynącą cicho i jakby z lękiem zerkającą na okolice rzekę. Jakby rzeka próbowała się wkraść w łaski wąwozu.  Rozglądając się po tej kipiącej zielenią okolicy, gdzie tu i ówdzie przebijały się ściany i dachy domów i pobliskiego kościoła trudno pojąć, jakim cudem może to miejsce być tym, które wpisano do światowej ksiegi zabytków najwyższej klasy i nazwano miejscem narodzin przemysłowej rewolucji (the Industrial Revolution).
Obraz namalowany przez Georga Robertsona
Węgiel był tutaj wydobywany już w czasach średniowiecznych, a żelazo produkowane od czasów króla Henryka VIII. Ale dopiero wiek XVIII i inżynierowie oraz naukowcy tamtego stulecia sprawili, że miejsce to stało się słynne na cały świat i rozpędziło „koło” zwane przemysłem. Z miejscem tym związani na stałe lub czasowo byli między innymi: John McAdam, James Watt, Josiah Wedgwood, Thomas Telford i Abraham Darby, który opuścił w 1706 Bristol i zamieszkał w pobliskim Coalbrookdale oddając całe swoje życie przemysłowej rewolucji i rozkochując w niej swoich potomków.

Tam gdzie rozwija się przemysł, napływa też ludność. Ludność osiedlała się po obu stronach rzeki Severn.  Przemieszczanie się z jednej strony rzeki na druga było dość trudnym zadaniem. W okolicy nie było ani jednego mostu. Tylko coś, co można by nazwać promem rzecznym przemieszczał ludzi to tu - to tam. Ale nie były to bezpieczne "wycieczki". Zwłaszcza w porze zimowej. Zimą wielokrotnie ta z pozoru lękliwa i cicha rzeka pokazywała, na co ją stać. Budziły się niej złowrogie instynkty. Jedynym wyjściem było zbudowanie mostu.

W 1776 roku, król JerzyIII zaakceptował budowę mostu na rzece Severn, około jednej mili od Coalbrookdale, a dokładnie w dzisiejszym Ironbridge. Projektem zajął się Thomas Farnalls Pritchard, a rego realizacją Abraham DarbyIII –wnuk wspomnianego wyżej Abrahama  Darby. W 1779 roku most oddano do użytku. Dziś spacerując mostem lub siedząc na ławeczce obok niego można zadawać sobie pytanie: „ I co z tego? Cóż w nim nadzwyczajnego?”. Mając w wyobraźni fotografie nieprzyzwoicie długich mostów, jakie dotychczas zbudowano na całym naszym globie, czy przeraźliwie wysokich i dużych, ten most w Ironbridge może wydawać się niczym wyjątkowych. Może się wydawać, ale tylko do momentu, kiedy w naszych umysłach pojawi się wiadomość, że ten wysoki na 36,5 metra ( 120 stóp) żeliwny most jest zarówno ojcem i matką wszystkich żelaznych mostów na całym świecie. Te 378 ton żelaza,  z których wybudowano ten wygięty niczym łuk most, jest pierwszym żelaznym mostem jaki powstał na świecie i po dziś dzień przyciąga w swe okolice wielu turystów, fotografów czy malarzy. W okolicach powstało sporo hoteli a zarówno miasteczko Ironbridge, jak i inne pobliskie miejscowości "sypią" w turystów atrakcjami, jak z przysłowiowego rękawa. Jest tu tyle muzeów, że gdyby tylko móc zwiedzić połowę z nich uzyskalibyśmy ogromną wiedzę na temat wszelkiego rodzaju przemysłu wydobywczego i życia w czasach dawnych, gdy ten przemysł nabierał rozpędu.

I tak tajemnicza okolica otworzyła przed nami swoje wrota i pokazała, że ta zieleń i cisza to tylko kurtyna zakrywającą scenę przedstawienia „rewolucja przemysłowa”.  Oglądając się za siebie zobaczyłam ostatni tego dnia blask słońca i dymy z ukrytych gdzieś za drzewami kominów. A na tym tle pozdrawiającego mnie z pomnika żołnierza. Pomnik sasiadujący ze słynnym mostem upamiętnia tych mieszkańców, którzy zostali pozbawieni swojego życie w krwawych wojennych zawieruchach XX wieku.

4 komentarze:

  1. Bardzo Ci dziękuję za jakże ciekawy "kawałek historii" .O wszystko bym mogła tą kipiącą odcieniami soczystej zieleni miejscowość podejrzewać, ale na pewno nie o to, że jest kolebką przemysłu:)))Piękne zdjęcia.Zwłaszcza to ostatnie z postacią żołnierza.Jest niesamowite.
    Piękny sposób w jaki opisałaś tą wycieczkę pozwala mi sądzić, iż nie żałujesz ulegając namowom przyjaciela:)))))
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie! pięknie! aż chce się czytać Twoje posty i zaglądać tu częściej. Sama już niebawem wyprowadzam się na wyspę i mam nadzieję, że popłynę rejsem. Choć podróż z Polski będzie długa i męcząca to warto, aby znów ujrzeć piękne i wysokie klify cumując do Dover. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow ślicznie, cudownie Kasiu:)
    Wspaniała wycieczka i śliczne fotki:):)
    a nowy wgląd stronki- rewelacja:))
    Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
  4. świetna wycieczka, wspaniałe widoczki i przyroda, a fotki-śliczne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.