Dawno temu, każdemu kto próbowałby mi wmówić, że emigruję z ukochanej Polski, wybiłabym to z głowy choćby za pomocą młotka. Podróże kształcą, a życie doświadcza. Tak też Bóg dmuchnął w żagle i okręt mojego życia z rodziną na pokładzie odpłynął w dal, by zacumować gdzieś w samym sercu Wielkiej Brytanii. Od kilku lat uczę się tego "tutaj". Poznaję, doświadczam, smakuję, dziwię się, zachwycam, czasem nie dowierzam, porównuję i opisuję. A kiedyś...? Kto wie, może Bóg znów dmuchnie w żagle i popłyniemy gdzieś dalej, do innego portu? Ale póki co, już dzisiaj zapraszam was na wspólny rejs po Wielkiej Brytanii. Będzie mi bardzo miło gościć was pod moimi żaglami.

wtorek, 18 września 2012

The British Museum


Gdybym pojechał/a do Londynu, to przede wszystkim chciałbym/chciałabym zobaczyć British Museum.” – Ile to razy słyszałam podobne stwierdzenie?  Ile razy docierało do moich uszu pytanie: „Byłaś już w British Museum?”  i za każdym razem kręciłam przecząco głową.  Do tej pory udało mi się już zwiedzić kilka ciekawych londyńskich perełek, ale British Museum na ogół było mi zwyczajnie „ nie po drodze, “(choć znajduje się całkiem blisko polskiej ambasady). Aż do teraz.  Dziś, jeśli ktoś znów mnie o to muzeum zapyta, odpowiem wreszcie: Byłam, widziałam, pokonałam kilometry korytarzy, zrobiłam setki zdjęć (z których musiałam wybrać dla was garstkę, co było bardzo, bardzo trudne) i po kilku godzinach opuściłam budynek z nadzieją, że kiedyś tam wrócę na dłużej. Nie sposób ogarnąć tego wszystkiego, co nam oferuje to miejsce  i to tylko w kilka godzin ( 5 w naszym przypadku) i z dziećmi u boku.  Ale nawet takie trochę pobieżne zwiedzanie stało się dla nas wyjątkową lekcją historii świata. Wielokrotnie doznawaliśmy uczucia jakbyśmy byli na planie filmowym  „Faraon” czy serialu „Rzym”. W British Museum człowiek przenosi się w przeszłość.

British Museum wzbudza mój podziw nie tylko swoim ogromnym gmachem, bezcennymi kolekcjami, ale także długim istnieniem. Czy wiecie jak długo istnieje to muzeum? Powstało w czasach, kiedy nasza kochana Rzeczpospolita dogorywała osłabiona wieloma wojnami, ale jeszcze istniała na mapach Europy.  Muzeum, którego „ojcem” był Sir Hans Sloane, zostało publicznie otwarte w 1759 roku. Od tamtego czasu zgromadziło w swoich murach prawdziwe skarby. Ogromną kolekcję bezcennych i jedynych w swoim rodzaju świadków odległych i pasjonujących, a także często tajemniczych czasów. Na trzech poziomach muzeum, przechodząc z sali do sali, możemy przenikać do czasów starożytnej Persji, Mezopotamii, Egiptu, Grecji czy Rzymu. Możemy udać się w interesującą podróż do odległej i dawnej Korei, Japonii, Indii czy Chin. Niemal poczuć na sobie oddech Indian z amazońskiej dżungli lub gorąco afrykańskiej ziemi.  A gdybyśmy mieli dość czasów sprzed Chrystusa, to nic nie stoi na przeszkodzie by udać sie w podróż do świata średniowiecznej Europy lub czasów rewolucji zarówno francuskiej jak i październikowej.

Trudno opisać wszystkie „cuda” tego muzeum. Powstało na ten temat wiele książek, przewodników i filmów dokumentalnych. Wszystkie takie pomoce można zakupić w muzealnych sklepikach. Jedyny minus - to brak ich w języku polskim. Ale chyba nie jest tajemnicą, że największym zainteresowaniem cieszą się wystawy poświęcone starożytnemu Egiptowi. Muzeum może pochwalić się wyjątkową kolekcją egipskich mumii; w tym wiele królewskich. Do tego w świetnie zachowanym stanie papirusy, tablice kamienne, rzeźby, figurki czy nawet zabawki. O naczyniach i urządzeniach codziennego użytku nawet nie wspomnę.  I to ogromne zainteresowanie „The Rosetta Stone” (kamień odnaleziony przez armię Napoleona, w 1799, który pomógł w znacznym stopniu rozszyfrować egipskie hieroglify) – nie było chyba nikogo, kto by nie chciał popatrzeć na ten kamień i zrobić mu zdjęcie.  Nie mogłam oderwać oczu od ogromnej kolekcji greckich naczyń – wcześniej widziałam je tylko na zdjęciach. Oko w oko mogłam stanąć z popiersiami znanych, również z okrucieństwa rzymskich władców. Oceniłam posąg Wenus i Apollo oraz uważnie przyjrzałam się złotym medalom z tegorocznej olimpiady, które można było podziwiać na wystawie poświęconej olimpiadom.  Obejrzałam to, co niegdyś było najpiękniejsze w greckim Partenonie. Piękne płaskorzeźby, które dziś ozdabiają ściany londyńskiego muzeum. Fantastycznie poczułam się w sali pełnej prawdziwej chińskiej porcelany, i to tej najcenniejszej. Aż dreszczyk przeszywa ciałem na myśl, że niemal każda z tych rzeczy warta jest miliony funtów. Nawet przeszło mi przez głowę, jak stresującą musi być praca dla tego, kto od czasu do czasu musi z tej porcelany zetrzeć kurz. Nabrałam ochoty na herbatkę oglądając wnętrze japońskich domów (niestety, nie serwowali herbaty w tym miejscu). Wstrząsnął mną dreszcz emocji gdy ukradkiem zerkałam na strój Samuraja. Westchnęłam z zachwytu oglądając japońskie malarstwo i poczułam upływający czas w miejscu, gdzie zgromadzono niezwykłe zegarki, zegareczki i ogromne zegary. Niektóre z nich miały po 500 i 600 lat. Z lekkim rozbawieniem zerkałam na talerze z okresu rewolucji październikowej wychwalające ten czyn i prawie z otwartą buzią przyglądałam się zbiorom z pałacowych kolekcji.

Wszystko w muzeum zachwyca. Nic dziwnego, ze odwiedzane jest przez miliony turystów. Można tu dostrzec pasjonatów historii, którzy z niezwykłą dokładnością przyglądają się każdej rzeczy i wczytują w każdą informację i opis, lub całe rodziny takie jak nasza, która chce bardziej zgłębić  własną wiedzę o czasach dawnych i przybliżyć dzieciom świat dawny, który często dla nich jest czymś w rodzaju kolejnej „zaczarowanej bajki”.  Tu i ówdzie, ktoś o artystycznej duszy robi sobie małe przenośne pracownie i rysuje lub maluje wybrane okazy, co wzbudza moją ciekawość nie w mniejszym stopniu niż samymi zabytkami.  Mnóstwo osób wolno spaceruje zasłuchana w audio- przewodnika, inni- podobni mnie- wszystko niemal chcą uwiecznić na zdjęciach, gdyż mimo, że muzeum jest pełne tak wspaniałych i drogocennych zabytków – nie ma zakazu fotografowania i każdy może robić zdjęć ile chce i gdzie chce, co bardzo sobie cenię.

Muszę się wam przyznać, że muzeum jednak wzbudziło we mnie skrajne odczucia. To, co zobaczyłam- przeszło moje najśmielsze oczekiwania i na pewno chcę to jeszcze kiedyś zobaczyć. Z drugiej jednak strony pomyślałam sobie o tych wszystkich narodach, które zostały pozbawione- i nie bójmy się użyć tego słowa- ograbione ze swoich skarbów. My, jako Polacy też doświadczaliśmy takich grabieży, więc jaki mieć do tego stosunek? Kiedy opuściliśmy muzeum, usiedliśmy na trawie dając nieco odetchnąć naszym zmęczonym nogom - dyskutowaliśmy o tym. Jak zawsze każdy kij ma dwa końce. Tak, skarby zgromadzone tutaj wzbudzają pewne wątpliwości, ale gdyby ich tu nie było, czy byłabym w stanie je zobaczyć? Czy dla wielu ludzi nie jest wciąż dużo łatwiej przyjechać do Londynu i zobaczyć piękno całego świata w jednym miejscu, niż podróżować od kraju do kraju, często w rejony niebezpieczne by móc ujrzeć to czy tamto? Czy nasza wiedza o czasach starożytnych i dawnych nie jest właśnie bogatsza za sprawą brytyjskich odkrywców i badaczy? I czy, gdyby skarby pozostały tam, gdzie je odnaleziono, na pewno by dotrwały do dziś? Czy uległy by zniszczeniu w skutek wielu wojennych zawieruch lub ewentualnie stały się własnością prywatnych kolekcjonerów?
Gdybyście kiedykolwiek mieli okazję, zajrzyjcie do British Museum (Great Russell Street, London, WC1B 3DG). Najłatwiej do niego dotrzeć metrem (stacje: Tottenham Court Road lub Holborn i Russell Square) lub spacerkiem. Od polskiej ambasady spacer zajmuje około 10-15 minut.  Wstęp do muzeum jest wolny. W paru miejscach znajdują się wielkie skarbonki proszące o ofiarę na rzecz muzeum. W punkcie centralnym muzeum są miejsca, gdzie można zjeść posiłek kupny lub własny. Wkoło jest sporo sklepików z pocztówkami, książkami i pamiątkami. Nie brak też toalet. Można wypożyczyć audio-przewodnik lub zakupić mapę i zwiedzać muzeum według niej. Wszystko, co możemy oglądać w muzeum zaopatrzone jest w szczegółowe opisy w języku angielskim. W każdej sali natchniemy się na uprzejmych i bardzo pomocnych w razie potrzeby pracowników muzeum. Muzeum jest przyjazne osobom niepełnosprawnym (toalety i windy). Wrażenia niezapomniane pozostają w człowieku już na zawsze.

Dwa zdjecia wyżej to centrum muzeum.
 
 
Egipska lalka Barbie?
Mumia

 
 
Greckie wazy zachwyciły mnie.
 

 


Święty Piotr
 
Prosto z pałacowych salonów.
 

Piękny zegar.
 


Strój Samuraja.
 
Piękne japońskie obrazki
 
Budda
 
Kto z was to przeczyta?
 
Wnętrze koreańskiego domku
 
Skład chińskiej porcelany
 
 
 
 
 

Sztuka indiańska
 
 
Faraon Ramzes II
 
 
 
 "The Rosetta Stone"
 
 
 
 
Aleksander Wielki
 
Odpoczynek wśród afrykańskich znalezisk

12 komentarzy:

  1. Pieknie opisane i cudne fotki :-) Wstyd sie przyznac,ale mieszkajac w Londynie tez nigdy do tego Muzeum nie poszlam...choc bylam bardzo blisko,bo wlasnie w Ambasadzie Polskiej.
    W Liverpoolu jest World Museum,rowniez mozna obejrzec podobne rzeczy z roznych zakatkow swiata jak i rowniez z roznych czasow. Rowniez polecam,tu akurat bylam kilka razy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isskaa, nie martw sie, na pewno kiedys bedziesz miala okazje zobaczyc to slynne londynskie muzeum. W Liverpoolu jeszcze nie bylam, ale wierze, ze kiedys i tam dotre. Pozdrawiam i dziekuje za komentarz.

      Usuń
  2. Wow, rewelacja:)
    Szkoda, że w PL nie ma takiego muzeum.
    A powiedz Kasiu tęsknisz trochę za Polską? Czy raczej nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimowy,
      Czy tęsknie za Polską? Myślę, że każdy, kto mieszka poza Ojczyzną tęskni na swój sposób za rodzinnym krajem. Oczywiście, na początku tesknota jest straszna. Z czasem tęsknota staje się bardziej sentymentem. Mówisz -Polska- czytasz polskie książki, czasami słuchasz polskiego radia czy ogladasz polska telewizję..itp i robi ci się ciepło na sercu. Bo Polska to zawsze będzie TEN kraj, gdzie sie urodziłam, czy spędziłam dzieciństwo. Zbyt wiele wspomnień, tadycje, kuchnia, rodzina, znajomi - to powoduje coś, co można nazwać tęsknotą. Ale muszę ci sie przyznać, że kiedy się do Polski jedzie, po jakimś czasie zaczynam tęsknić za Anglią. Bo w Anglii już jest mój dom, mam przyjaciół, bo pogoda mi może bardziej odpowiada, bo tutejsze to, czy tamto zawładnęło moim sercem. Właśnie takie uczucia szarpią chyba większością Polaków, którzy osiedlili się poza Polską. Wszystko ma swoje plusy i minusy. A ja staram się cieszyć tym co mam i żyć właściwie tam gdzie jestem. Poznawać kraj, w ktorym przyszło mi żyć a zarazem swoja postawą, cała sobą być dobrą reklamą tego kraju, w którym sie urodziłam. Mam nadzieję, że mi to czasem wychodzi.

      Usuń
    2. skasowałam własny komentarza, no kurde..
      cieszę sie z tej wędrówki, którą nam pokazałaś. Dawno nie byłam w dobrym muzeum....ostatnio odwiedziłam to w Sanoku, ale "poszłam na konkretnego autora". Chętnie obejrzałabym to, które masz niedaleko ambasady :)

      Usuń
    3. Moniczko, wszystko przed Toba. Ja nie bylam w muzeum w Sanoku, a poniewaz ubie poznawac, doznawac i szukac, gdy tylko tam kiedys trafie- zajrze i do tego muzeum. Taki ze mnie ciekawski typ!

      Usuń
  3. Kasiu :) Czy ty do zdjęć zamknęłaś muzeum? Zwłaszcza egipską ekspozycję ;) Gdy tam byłam ludzi było jak mrówków ;) Super te Twoje zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie zamknelam i ludzi bylo sporo. Ja zwyczajnie wyczekiwalam na odpowiedni moment by zrozic zdjecie bez ludzi. Bardzo o to dbam, by przypadkowe osoby nie wchodzily mi w kadr, lub zwyczajnie nie znajdowaly sie na zdjeciach, ktore sa przeznaczone na blog.

      Usuń
  4. Super relacja i świetna odpowiedź ;)
    Vo do wglądu stronki to poprzedni bardziej mi się podobał, bo beżowy kolor był bardziej przejrzysty, więc może zrobisz Kasiu nowy wgląd?
    A stronkę masz świetną, mam nadzieję, że za niedługo będzie nowy news.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za rade. Pewnie kiedys zmienie kolor, ale poki co -wydaje mi sie, ze zdjecia duzo lepiej prezentuja sie na czarnym tle. Pozdrawiam.

      Usuń
  5. widzę, żę spodobałoby Ci się w Muzeum Egipskim w Turynie:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za to, że tu zaglądacie. Będę bardzo szczęśliwa czytając wasze komentarze-zawsze na mnie działają niczym balsam i sprawiają mi prawdziwą radość.